w wielkim stylu

Co nowego?

Żółta bluza, maska do włosów i książki.

Żartuje.

To znaczy nie, ale tak 🤣.

Luty przyszedł z mrozami, szronem i porannym drapaniem auta, ale nawet mi to pasuje. 

W pracy pracowicie, po pracy też, więc najmilsze są dla mnie wieczory.

Wycisk na macie, leżenie na kolcach, długa gorąca - albo i nie - kąpiel, szczotkowanie na sucho dla odporności, a potem słodki relaks z książką w łóżeczku.

Dobrze mi wchodzą te wieczory, nadzwyczaj dobrze :). 

Kawunia! Kawunia mi też wchodzi. Ostatnio z radości po odzyskaniu ekspresu wleciały trzy. Wcale nie miałam potem problemów z zaśnięciem, a gdzie tam! 

Kupiłam kociakom kurteczki, złapałam pierwsze w tym roku przeziębienie, czytam serię o Lincolnie Rhymie, jem cynamonki.

Żółta bluza.

Był czas, kiedy myślałam, że bluz mam już na tyle, że dość. Że nie mam potrzeby ich kupować, bo nie noszę ich aż tak często, że mam ich już tak dużo... Ale pastele mnie pokonały. Morela okazała się być za duża, ale jak znalazłam żółty kolor, tak idealny tooo... Musiałam go mieć 😈.

Bluzę szarpnęłam się na Hilfingera i była droga, ale oczywiście wyszarpałam promocje. Jeśli jednak myślałam, że płacę głównie za markę to tak nie jest. Jest naprawdę mega mięciutka, większość jej składu to bawełna, a materiał wygląda na wytrzymały. Jest w kolorze custard yellow, taki był mój ulubiony marker, zanim się wypisał. Budyniowo żółty. Nie mogę teraz takiego znaleźć więc jak znacie to proszę polecić ;)).

Maska do włosów z efektem tafli wody od Neboa (promocje 3 za 2. Lubimy 3 za 2). 

I książki Deavera. Na razie czekają na półce, no czytam Cyryla Sone (na razie na plus ;)).


12 lutego wybiło mi 19 wegetariańskich lat. Pewnie wydaje się Wam, że jako wegetarianka jem mnóstwo owoców. Ale to nieprawda. Jem nieprzyzwoicie dużo warzyw. Owoców nie jadłam aż tak dużo. Do czasu. Do czasu, kiedy miałam zakaz na owoce. Od tej pory do kawy nie sięgam po czekoladę, tylko po maliny i winogrona. Bo zakaz na owoce to tortury przeciw ludzkości! Od malin uzależniłam się, jak tylko skończyłam dietę bezpestkową i jem je teraz codziennie. Ale winogrona to świeża sprawa. Polecam gatunek Golden Globe, twarde i soczyste. Pyszne. 

 

Mądrości życiowe, które wcale nie są mądre, tylko są przez palce z okazji Dnia Kota???

Koty to nie dzieci i nie zastępują dzieci. Gdybym chciała dzieci, miałabym dzieci. Koty to koty, a dzieci to dzieci. Jestem wrażliwa na krzywdę dzieci i kocham koty.

Ale jak koty jadą z domu ze Starym do fryzjera, a ja siedzę w domu sama i chora, to koty są jak dzieci 🤣. Wtedy nagle w domu robi się pusto i za cicho. I jak mąż pisze "wracamy" to wyłączam inhalator, wyrzucam za siebie chusteczki i czekam z otwartymi ramionami na moje kosmaciuszki 🤣. Bo bez nich dom to nie dom ;). Ja to bez kłaczka nawet nie jem obiadu. Nie smakuje mi ;). Tak samo kawa. Jak biorę kawę w termos to specjalnie latam po domu i łapie sierść do słońca, żeby sobie wrzucić ;))).


***


Odliczam do ferii. Nie chciałam takiego odliczania w wielkim stylu, w sensie liczenia Rutinoscorbinow, ale bywa. Grunt, że już wróciłam do gry. 

Iiii zaczęłam ferie. Też w wielkim stylu; długim spaniu i z kawą. Awrrrr, boskooo! ;)

💛



Komentarze