Pamiętacie, jak... (wątpię by ktokolwiek przykładał wagę do pamiętania tego co aktualnie kupiłam albo co lubię. Oprócz moich dwóch I., które nie wiedzą o sobie, ale wiedzą, że w życzeniach urodzinowych należy życzyć by nie brakło mi zdrowia, malin, kawy i książek 😍😁😈) kiedyś mówiłam, że kupiłam dobrej jakości domowe outfity i że to chyba znak, że mam przewrócone w głowie?
No cóż. Nie mam jednak przewrócone xP. Bo wszystko odesłałam ;) Jakoś mi nie podeszły. I to, że mam w szafie jedną kaszmirową półkę to nic ^^. Nawet nie pamiętam z czego były te indoory, ale na pewno były dzianinowe, karmelowe i brązowe.
Wczoraj robiłam jednak przegląd szafy i z przykrością stwierdziłam, że wiele piżam i domowych legginsów przegrało walkę z czasem. A może i z suszarką, którą i tak bardzo sobie chwalę. Już prawie przestałam marzyć o domowym humanoidzie Rosie; odkurzacz odkurza sam (ewentualnie posiłkuję się mężem), zmywarka myje, suszarka suszy, thermomixa nie potrzebuję * . Nie narzekam.
Przegląd skarpet też ujawnił, że niektóre mi się znudziły, pogubiły bądź przetarły i już, już miałam je wywalić, ale przyszła mi do głowy nie tyle myśl, co maksyma "...dobrych skarpetek się nie wyrzuca...". Nie wiem skąd to znam. Może usłyszałam od Zgredka? Przecież ja na stałe jestem w świecie HP... 😈. No to wyrzuciłam tylko te dziurawe - nie jestem typem, który ceruje skarpetki, ale zostawiłam te bez pary. Jednak bez przesady! Milionerzy dorabiali się milionów oszczędzaniem!
Po ostatnim wielkim shoppingu w Krakowie, powiedziałam (i to niestety na głos), że jestem w pełni zaspokojona zakupowo i że uwaga - nie potrzebuję żadnych ubrań!
Minęło trochę czasu, a ja już zapragnęłam wybyć na wiosenny, wagarowy wypad. Swoim miętowym autkiem, bez kawy w termosie (wybielanie w toku), sama. Wybrałam termin, poinformowałam męża, zaplanowałam trasę i cele, a tu mąż nagle uznał, że on też się wybierze. Próbowałam go zachęcić, by jednak został w domu, oddał się swej ulubionej rozrywce pedanta czyli sprzątał dom... Ale nie dał się przekonać. Jak usłyszał jeszcze, że będę jeść w trasie (nieważne, że mam białą dietę i wybór mam dość okrojony, afisz RESTAURACJA zamajaczył mu na horyzoncie).
No i pojechaliśmy.
Plan: storczyki, dużo storczyków nie wypalił.
- Niebieski? To farbowany, jak chcesz to też Ci pomaluje.
- I tak zdechną.
- Żółty? Eee, przestań, brzydki.
- Po co ci tyle? Masz już kilka - to i tak za dużo...
Plan Pepco i Sinsay też nie pyknął. Bo nic ciekawego mnie tam nie spotkało... Piżamy - białe. I jak tu pić w nich wyciskany sok z pomarańczy albo jeść maliny (po białej diecie, ofc!), spodnie w serduszka ("A ble" mówi ta, co od dziesięciu lat nie znalazła lepszego szlafroczka niż ten dziecięcy lumpeksowy mięciutki w kolorowe Heartsy).
Garnków nie potrzebuję (po co jeść), dekoracji wiosenno - wielkanocnych mam w bród, poza tym teraz robię świadome zakupy - nawet kotom nie kupuje bzdur. Kupiliśmy w obi jakieś rzeczy do domu - nadal cieszą ;))). A w galerii M. poległ po pierwszym sklepie. Może dlatego, że spędziłam tam chyba z godzinę. Ale właściwie zakończyłam zakupy na tym jednym sklepie. Piżam ani legginsów nie ujawniłam, a choć moim planem było generalnie rozeznanie i wiosenne outfity, choć mierzyłam naprawdę fajne rzeczy (rude, pudrowe, kwieciste, lniane i bawełniane) to w większości:
- dobrze wyglądały na wieszaku, na mnie niekoniecznie (krótkie albo szerokie),
- dużo z nich było za dużych. Tak, czasami XS jest za duży jak się ma 155 cm wzrostu, tak, poszłam na dział dziecięcy, choć zawsze jak tam wchodzę i ta strefa zaczyna się od mikro sweterków albo pastelowych pajacyków, a ja jestem bezdzietną lambadziarą to czuje się trochę... Creepy 😝**.
Także mam dzianinowy krótki sweterek w kolorze pudrowego różu z HM kids (ale dział: duża dziewczynka. Nie płaczę (pomijając dzisiejsze "Coco" z okazji przeceny na Disney plusa, ale cii), więc to chyba dla mnie?), wiskozowe sweterki z guzikami (chyba mam nadmiar sweterków, ale cierpię ostatnio na chłód, właśnie - muszę kupić jeszcze jakieś termoaktywne samo nagrzewające się skarpety na te lodowate giry 😈), kolejną jasną sukienkę nienadającą się do pracy, ale na paradowanie po słonecznej promenadzie już tak.
I właśnie. Ostatnio, jak tak świetnie poradziłam sobie z infekcją - zaraziłam wszystkich wkoło, a ja wytrwałam bez zwolnienia, brawo dla mnie! stwierdziłam, że pewna osoba z mojego otoczenia, która choruje w sumie równie często jak ja jest już nieaktywna zawodowo. Uknułam więc teorię, że brak przebywania w iście wirusowym środowisku również oducza organizm walki z patogenami. Pomyślałam sobie nawet, że kiedy to ja szczęśliwie pójdę na emeryturę, znowu będę ciągle chora jak tylko wyjdę do sklepu po zapas cieciorki albo żwirku dla mojego miliona kotów. Zaczęłam więc planować, że wtedy najpewniej będę musiała zacząć chodzić po szpitalnych oddziałach dziecięcych, domach dziecka, jakichś świetlicach, albo chociaż spotkaniach klubu książek czy przeglądach senioriad, ewentualnie będę jeździć miejskimi środkami komunikacji z otwartymi ustami, by nałapać więcej wirusów ("Starsza Pani musi zniknąć" się odzywa), aż uprzytomniłem sobie jedno. Albo trzy.
Ja najbardziej lubię siedzieć w domu, ewentualnie za domem, z kotami, książkami i oczywiście (ciii) kawą.
Za X lat zakupy będą do mnie przylatywać na ultranowoczesnych spadochronach albo będzie mi je przynosił mój humanoid Rosie.
W sumie to my przecież na starość chcemy się wyprowadzić do Grecji...
🤣
PS w sumie to musiałam zamówić legginsy i dresy, domowe, dziecięce z 4f. Ja lubię tak sobie chodzić po wsi ze skarpetkami naciągniętymi na legginsy albo w dwóch czapkach (kaszmirowych!), ale ta w dziurach chodzić nie będę, bo zaraz mi zrobią paczkę z ciuchami...
* W sumie za każdym razem jak jestem w Lidlu po maliny albo pełnoziarniste croissanty to na wyjściu bombarduje mnie reklama miętowego (yh) miksera planetarnego, a że ostatnio poszłam w torty to...
Ej, ktoś mi tu kiedyś pisał komentarz "daj szansę Mikołajowi" jak wspomniałam o ekspresie. Halo, ja jestem z tych bezczelnych co ekspres fundują sobie za 4 koła; nawet wróżka zębuszka, Mikołaj i śnieżynka razem wzięci nie są aż tak hojni! Ale drugie halo, miętowy mikser kosztuje tylko 4 stówy. Halo, jesteś tam Mikołaju? Kto to pisał? Taki cwany na odległość...? :> Czyli to był jednak Troll, nie Mikołaj... ? Halo...?
** W maju czeka nas, czeka mnie - bardzo miłe wydarzenie, bo zza oceanu przyleci do mnie, do nas pierwsze (i ostatnie! 😈) dziecko w naszej rodzinie! 🥹. Iiii ostatnio faktycznie szukałam jakiegoś ciuszka w dziale niemowlęcym (mój mąż uciekł), ale nie umiem sobie obliczyć jaki rozmiar kupić i jaki rodzaj outfitu można nosić w Teksasie latem albo jesienią, więc chyba jednak kupię polskie bajki z Kicia Kocią, żeby Następne Pokolenie nie było taką zakupoholiczką ciuchową jak ja ;)
Komentarze
Prześlij komentarz