Czasami myślę, że kiedyś braknie mi tematów na wpisy. A potem przypominam sobie, że przecież ja piszę o niczym, więc jest to fizycznie niemożliwe. Nie może braknąć tego, czego nie ma, prawda?
Tematy też wchodzą mi jak masło. Wróć - tytuły. I nie jak masło, tylko jak nóż w masło. A ja to i tak jestem team margaryna. Sory, trochę boli mnie pęcherz (dawno nie było), więc siedzę z plasterkiem menstruacyjnym na plecach - haaa, by się Dirk Rossman zdziwił, nie? ;) i termoforkiem z pestek wiśni pod kocem, bojkotując sobotnie porządki.
- Jezu, ona to musi mieć w domu syf.
A właśnie, że nie! I nie tylko dlatego, że mam męża pedanta, stary odkurzacz samobieżny, pralkę i suszarkę. Ale się chwali. I właśnie wróciła od weterynarza, ale wydała tylko 40 złotych. Słabo.
- W zeszłą sobotę byłaś u fryzjera, jeszcze wcześniej na pazurkach. Trochę przesadzasz - powiedział mój mąż.
Poczułam się jak arabska księżniczka. Od razu w głowie włączył mi się theme z Alladyna. Już mi się zachciało kręcić pupą, mieć na przegubie dłoni masę bransoletek i krótka koszulkę. A akurat zamówiłam (sic!) dwie krótkie bluzy sportowe.
Albo nie księżniczką ale "koleżanką" księcia, jak ta z Homelandu, która była tajną informatorką CIA i "koleżanką" z haremu saudyjskiego księcia. Księcia to oglądałam też w Śpiącej Królewnie. Bo właśnie znowu to zrobiłam! Znowu kupiłam sobie Disney (na przecenie, po Januszewsku ;)) i znowu zamiast nadrabiać bajki (34. Mała aktualizacja; w marcu skończyłam 34 lata), ponownie oglądam dżihadżystów, terrorystów (ktoś coś lubi "Homeland"?). Więc wczoraj, po pracy, tak przy piąteczku, jak Dursleyowie (mój prywatny terrorysta) wyszli (edł) do pracy i mogłam dorwać telewizor, jak obejrzałam kilka odcinków serialu, który już i tak znam na pamięć więc zasypiam przy nim z jedwabną opaską na włosach i wiem o co cho; pykłam sobie bajkę. Akurat - "Śpiąca królewnę". I możecie mi wierzyć albo nie - akurat mówię prawdę, ale w sumie wiecie że ja tu mogę sobie wszystko napisać, nawet że mam kaszmirowa półkę w szafie, hiehie - po trzech kawach zaczął mnie morzyć sen! Zaczął mnie uwierać pilot od telewizora pod bokiem. Poczułam nawet żółtą piłeczkę kotów, która wpadła pod narożnik. Czyli zdecydowanie tkwi we mnie księżniczkowy gen!
Żartuję.
My to z siostrą nigdy nie miałyśmy "piernika"* na punkcie księżniczek. Nie. My lubiłyśmy króla lwa - walki, przemoc, cmentarzysko słoni, splendor, przygody, aligatory. Ale w sumie pykłam sobie Aurorkę i powiem Wam - całkiem spoko baja! Stara, porządna animacja, śmieszne sceny, samobieżne miotły. Naprawdę fajne. Myślałam, że ja nigdy nie oglądałam "Śpiącej Królewny" - nie ma szans, ni "chwasta"*! Ale jak się pojawiły te ciernie (swoją drogą też takie trochę chwasty) to nagle: Oooo. Ja znam te ciernie! Zabawne, bo w mojej dziecięcej wizji, walka z tymi cierniami trwała strasznie długo. A tu ciach, ciach i po cierniach. Hm. Dziwne.
W każdym razie jak już się Królewna obudziła (Aurora, nie ja), zrobiło się nudno. Miała te takie dzióbkowate usteczka, w ręku trzymała czerwoną różę. Ble.
No ale dobra. Bajki dalej chcę oglądać. Może wreszcie tego Bambiego - całe życie go kochałam i Bambi to mój znak rozpoznawczy; mam chyba pięć bluz z Bambim (porządnych; nie z pępkiem na wierzchu), "Księgę dżungli"- chyba nigdy jej nie widziałam...?
Jak na bloga, na którym nic nie ma, Was tu jest całkiem sporo! Bo jak wrzucę wpis na FB to widzę wejścia, hiehie.
Nie wiem wprawdzie kto - to fakt, może być też tak, że to moja mama klika "A i jeszcze raz. A i znów. Niech ma!" - żebym miała wyższe poczucie własnej wartości, którego w młodości mi brakło, może to rodzice moich niemoich dzieci:
"Alert: nowy wpis, trzeba ją sprawdzić!"- wszak dobrze wiedzieć czy osoba, która ma ogromny wpływ na postrzeganie świata przez ich dzieci jest satanistką, morderczynią, kibolką - a tu na szczęście tylko wariatka, "zjechana"* na punkcie swoich kotów i mięty ❤️.
Nie chcę na blogu reklamy. Nie będą mi się tu wyświetlać wkładki na nietrzymanie moczu albo wyroby wędliniarskie. Ale zobaczyłam kiedyś taką apkę:
Kup mi kawę!
I przez chwilę miałam takie - eee. Może sobie zrobię taki myk? Jak ktoś będzie chciał wyrazić uznanie dla mojego wysiłku intelektualnego włożonego w pisanie wpisów o niczym, to mi postawi kawę. A jak pyknie 50 zł to se kupię nawet cały worek kawy!
Ale potem pomyślałam, że nie.
Bo znowu moja mama pomyśli "Dam jej 50, może sobie kupi porządny obiad", rodzice dzieci "Kliknę 100, niech kupi dłuższą bluzę, bo stać ją tylko na krótkie i będzie nam dzieci gorszyć!" (A tu nieee; ja do pracy chodzę w sweterkach na guziczki pod szyję i kupuję specjalne workowate grzeczne sukienki 😏) . A potem będą mi wszyscy wypominać. "Ty patrz, ja jej sponsoruje obiad, a ona głupia biega i spala!" "Ta, ja jej płacę za grzeczne bluzy, a ta se buty nowe kupiła!" 😁.
A ja to właściwie... Sama sobie mogę kupić kawę. Jeszcze się boję, że ZA dużo z was postanowiłoby jednak postawić mi te kawę i będę się musiała ze skarbówka z kawy rozliczać!
Tak w ogóle to ostatnio tylko żartowałam z tym miętowym robotem kuchennym! Naprawdę było, że ktoś mi skomentował wpis "Poczekaj na Mikołaja"*, a ja pomyślałam sobie (🤭) "Co za kretyn!" Ja chcę ekspres za kilka tysięcy, niby kto mi go kupi? Gwiazdorek, kufajka?! Myślałam, że to jakiś głupol, może jakiś odrzucony lowelas, może jakiś żarcik, może co? Jakoś nie wiem czemu, myślałam, że to był męski głos, ten komentarz. Nie no, nie bałam się stalkerow, nie podejrzewałam nikogo o ciche wielbicielstwo (w psychiatrykach mają poblokowane internety, si?)
Nie minęło dwa dni, dostaje wiadomość "A ten miętowy robót to jaki ma być", aż się zachłysnęłam. Myślę - mężu...? Mężu nagle SAM chce mi coś kupić, a nie tylko płacze, że znowu coś sobie kupiłam! 🥹
... a to moja rodzona matka! I mówi, że na rocznicę ślubu mi kupi, ze szczęścia, że teraz to mój mąż musi się ze mną użerać jak jestem chora po raz 6783 w tym sezonie, bo się ze mną ohajtał. I że to ona tamten komentarz napisała. Ekhm.
Eh. Dobra. Idę księżniczkować dalej.
* Lubię brzydkie słowa. Ale że są brzydkie, postanowiłam używać te ładne. Całkowicie nieadekwatne do sytuacji, ale dość podobne; domyślicie się. Usłyszałam zresztą kiedyś, że gorszę ludzi swoją postawą, bo jako nauczycielka winnam nie używać słowa "rzygnąć"(ale ja winnam jestem tyle, iż przypomnieć, że słowo to jest oficjalnie mową potoczną w słowniku PWN). Cóż. W obecnym klimacie, myślę, że skoro szychom można się wizyjnie sztachać, ja mogę rzygać polityką do woli.
https://www.filmweb.pl/film/%C5%9Api%C4%85ca+kr%C3%B3lewna-1959-35877
Komentarze
Prześlij komentarz