Wymyśliłam sobie, że kupię dwa szynszyle. Dwa, żeby nie było, że jeden, no a trzy to za dużo. Plan był spontaniczny, wzięty z du**. Nie miałam zbytnio okazji, ale okazja szybko się nadarzyła. 23 kwiecień. Dzień Książki i Praw Autorskich. Jeden miał być na jedno, drugi na drugie. Banał. Najwięcej problemów miałam z wyborem potencjalnych imion, bo chciałam dwa pasujące do siebie, a z racji tego, że ubzdurałam sobie ostatnio, że wszystko co puszyste będzie się zwało Bounty (*dobrze, że nie Rafaello na cześć mojej ostatniej diety opartej na białych kulkach. Na szczęście skończyła się promocja na białego Fiata 500, skończyła się i dieta), drugi mógł dostać z urzędu Cookie albo coś równie słodkiego, co będzie się ładnie komponowało z pierwszym (I tak podejrzewam, że Bounty wołany byłby Bounty Srounty, albo zwyczajnie "Kokosowy" podobnie jak "Borys" nigdy nie był Borysem tylko "Borysiatym", "Szynszylastym" i "Gamoniastym"). Przygotowani