Pakowałam się dwa dni. Prostownica, ciuchy, pierwszej potrzeby kosmetyki w ilości takiej, jakbym jechała na wojnę albo przynajmniej w koszary ;). Rzeszów przywitałam z uśmiechem, Rzeszów mnie chłodem. Znajoma pani, u której się zatrzymałam od razu pokazała mi pokój, objaśniła topografię mieszkania i wręczyła klucze. No i poszłam w tango ;) Codziennie znajomi; z mieszkania, ze studiów, ze Szkoły Policyjnej. Codziennie zakupy: od odświeżaczy powietrza i wegańskich past do chleba po bieliznę, spodnie z Calzedoni i piżamę. Z Minnie, bez Minnie. Codziennie łażenie i "oddychanie miejskim powietrzem". Chłonięcie miasta, tego tłoku, świątecznych dekoracji, hałasu, zgiełku, świateł, samochodów i szarych budynków. Codziennie łaziłam do odcisków na stopach, codziennie poznawałam nowe trasy i skróty. Już pierwszego dnia cieszyłam się, że nie wzięłam pokoju w bezpłciowym hotelu tylko skorzystałam z gościnności znajomej. Wracałam do ciepłego mieszkania, gdzie szybko zadomowiłam