Rok 2017 zaczął się mrozami, śniegiem, pisaniem, siedzeniem w domu z psem i kotem i jedyną zmianą była zmiana cyferki w wieku marcową porą. W połowie roku nastąpił jeden przełom, bo z Bieszczad wyjechałam do Warszawy, potem drugi niespodziewany, bo plan singielsko - koci zmieniłam na związkowo - zobowiązaniowy i trzeci, bo wszystko działo się tak szybko, że z marszu zaczęło się wspólne mieszkanie i wspólne plany. Pierwszym planem były wspólne wakacje na Węgrzech. Potem zaczęłam podróżować sama. Do stolicy i z powrotem. Albo do Opatowa, bo leży pośrodku. Znów trzydniowe wakacje jesienią nad morzem mimo moich katarów i Viksów pitych na stacji benzynowej, wreszcie ostateczny powrót i trzecia niespodzianka - wynajęcie wspólnego mieszkania. Pochłonęło nas meblowanie, urządzanie, życie domowe, obowiązki i praca. Rok zakończyłam jeszcze lepszym suprisem i przytupem, bo odejściem z policji i planem powrotu do nauczania, czyli mam nadzieje do robienia czegoś co da mi satysfakcję i spełnie