Nigdy nie lubiłam mdławych i słodkich zapachów. Waniliowe świeczki, czekoladowe mleczka do kąpieli i musujące karmelowe kule powinny być dla mnie zakazane. W tym składzie znajdywał się też kokos, więc balsam z Oriflame, którym smarowała się moja piętnastoletnia (wtedy) siostra prawie wylądował kiedyś w koszu, gdy wymaziała się nim przed wycieczką samochodową, a ja zawsze na myśl podróż, myślałam "imbir". Na szczęście całą drogę spędziłam z głową za szybą, jak pies, który pierwszy raz opuścił schronisko, nie było żadnych akcji lokomocyjnych, ale jedno było jasne - żadnych słodkich zapachów w moim otoczeniu. Moje nuty to mięta, zielona herbata, cytrusy. Moje perfumy to niezmiennie ONE Calvina Kleina. Zakochałam się w nich, jak na studiach w Rzeszowie bawiłam dziecko. Był maj, a ja niefortunnie nie zabrałam żadnej bluzy, idąc niańczyć. Ponieważ miałam wziąć bobasa na spacer, poprosiłam jej mamę czy pożyczy mi jakiś sweterek. Pożyczyła mi bluzę. Bluzę pachnącą jak nie wiem co. Pe