Zima zdecydowanie nie jest ulubioną porą bieszczadzkiego kota. Zima to śnieg, mróz, zmarznięte i przemoknięte łapy, czerwony nos i łzawienie oczu. Zima oznacza dreptanie w miejscu i szczękanie zębami. No i przede wszystkim zima jest zimna, a bieszczadzkie koty nie lubią marznąć. Zgodnie z ewolucją bieszczadzkie koty powinny lepiej przystosowywać się do zmiennych warunków pogodowych, jednak zaburzenie termoregulacji nabyte w warunkach niewoli, wrodzona niska temperatura ciała oscylująca w granicach 35 stopni i wciąż ten problem bycia gatunkiem drobnego stworzenia nie ułatwia sprawy. Zero dodatkowej sierści w dziwnych miejscach (i dzięki Bogu), zero samonaprawienia się wadliwej instalacji termoizolacyjnej (cóż za pech) i (niestety) grubo poniżej zera na termometrze. Kocie sposoby na ogrzanie przynosiły mizerne efekty, ostatecznie więc zima była dla kota jednym wielkim pasmem ciągnącego się problemu z pozyskaniem ciepła. Dodatkowa warstwa tłuszczu wcale nie ogrzała, spotkała się z