Świat jest niebezpieczny. Dzisiejszy dzień mi to uświadomił. I to wcale nie dlatego, że piorun walnął tak, że nasz blok zatrząsł się w posadach, nawet nie chodzi o to, że skończyły się upały (buu, ubolewam) i że temperatura w nocy spadła (jest dopiero sierpień, wracać mi tu noce tropikalne!). Dziś był dzień, w którym nie poszłam na zakupy do supermarketu pieszo (wdrażam program Więcej Ruchu), tylko pojechałam na nie samochodem. Podświadomie czułam, że może te wszystkie rukole i awokado zapełnią siaty i naprawdę nie muszę ich tyle dźwigać, mogę wziąć czterokołowiec. W dodatku pogoda wariuje - raz pada, raz grzeje, raz leje, więc pojechałam, zrobiłam zakupy, nawet nabyłam szare silikonowe foremki do lodu w PEPCO i zostałam szczęśliwą posiadaczką miętowego zeszytu z Biedronki i mini kaktusika w miętowej doniczce. Obładowana (jak zawsze), miałam jeszcze iść kupić schabowe dla męża i młode ziemniaki, a że nie chciałam drażnić kota (https://little-misss-naughty.blogspot.com/2021/08/czasami-u