Kiedyś nie byłam w ogóle spontaniczna. Planowałam zakupy, posiłki, naukę, nawet dnie. Nie, nie. Nigdy nie byłam i nie będę mistrzynią organizacji. Mogę sobie mieć organizerki, korkową tablicę, stosik karteczek i cały zestaw długopisów, ale i tak będę kreślić kwiatuszki w kalendarzu, wieszać zdjęcia i koty różnej maści na tablicy ("To na rachunki i ważne sprawy! - huknąłby w tym momencie mój mąż). Osoby mojego pokroju zdecydowanie mogą walczyć o Koronę Roztrzepańca albo Nagrodę Główną Artystycznej Duszy, a nie o to, że są perfekcjonistami w każdej dziedzinie życia. Obecnie zdecydowanie przeważa moja artystyczna natura. No i zdecydowanie staram się korzystać. Z życia, pogody, wolnego. Choć kłóci się czasem z chęcią bycia porządną. I tak, wczorajszy dzień upłynął mi na krzątaniu się po domu niczym domowa wróżka. Lekkim krokiem pląsałam zmieniając pościel, pogwizdywałam cichutko, wrzucając kołdry do wietrzenia, trzepałam wycieraczkę (aż kot się bał co się dzieje), a potem zac