Seriale są genialne, książki jeszcze lepsze, ale najlepsze na świecie jest spanie. Kocham spać, uwielbiam swoje łóżko, a moje ulubione akcesoria to kołderka i kocyk. A jeszcze kilka lat temu wstawałam skoro świt i jadłam śniadanie o siódmej. Niedoczekanie! Dziś moja ulubiona pora wstawania to "jak już się wyśpię". Generalnie zdarza się tylko w wolne dni (o ile nie mam studiów), optymalna jest 10, najczęściej jednak wstaję przed 7. Najbardziej lubię kiedy Mateusz musi wstać, a ja nie. Włącza mi się wtedy Schadenfreude jak nic Mogę przełknąć opcję, że on wstaje, a ja później. Niedozwolona jest sytuacja, że ja muszę iść do pracy, a on bezczelnie śpi. Na feriach jednak choćby nie wiem co, ja tkwię w pościeli dłużej. Jak on wychodzi z łóżka, ja płynnym ruchem, którego tak brakuje mi podczas lekcji tańca, przetaczam się na jego połówkę. Bynajmniej nie po to, żeby romantycznie napawać się zapachem jego głowy z poduszki, tylko żeby wyciągnąć się na całą długość i szer