Chce mi się już do pracy. Bardzo mi się chce. Chce mi się tak bardzo, że chyba oszaleję siedząc w domu ;P. Ogólnie wypoczęta byłam już po dwóch dniach wolnego. Ogólnie to po trzech dniach miałam już dość. Ogólnie to mam wolne dopiero nieco ponad tydzień i już fiksuję. Oczywiście nie narzekam na brak zajęć. Zajęć nudnych, codziennych i mało wyzwaniowych. Pisanie, czytanie, kolorowanie, znajomi, znajomi z dziećmi, dzieci ze znajomymi, psy, koty, spacery, ciocie, gry, "Kamuflaż", książki, składanie ciuchów, składanie książek, gotowanie, pranie, sprzątanie... I tak w kółko. Już mam ochotę na obowiązki, poranne wstawanie i cele. Już mi się znudziło szukanie sobie zajęcia na siłę. A szukam sobie bardzo umiejętnie. Chodzę po mieście z nogi na nogę i kupuję po jednej bułce w każdym z trzech sklepów. Chodzę po drogerii i uzupełniam braki kosmetyków, chociaż na żadne braki nie cierpię. Chodzę do biblioteki, chociaż książek mam tyle, że nie wiem czy przeczytam je w pół