Usłyszałam już większość świątecznych piosenek - każdą po jednym razie, głównie podczas jazdy do i z pracy. Zrobiłam sobie dobrze doprawioną cynamonem szarlotkę do częściowego zamrożenia. Pełną kwaśnych renet, z cukrem z prawdziwą wanilią i pachnącą na cały dom. Zmieniłam pościel na kraciastą flanelową - mega miękką i mega cieplutką. Zbojkotowałam tegoroczne pieczenie pierników - po szarlotce przeraża mnie wizja mąki rozsypanej po całej kuchni i połowie salonu. I mam już wolne w pracy. Tak więc kolejne odsłony grudniowych hitów odświeżam sobie z miętowego kuchennego radyjka. Między ozdabianiem własnych bombek, gotowaniem całkowicie nieświątecznego tagliatelle i piciem herbaty z masą przypraw (w tym z pieprzem). Mam też plan nie - planować i drugi - odpoczywać, bo choć semestr był krótki, dał mi w kość. I naprawdę nie wiem, jak to się stało, że dopiero było rozpoczęcie roku, a już za chwilę będą ferie. Wiem za to, że swoje postanowienia (niezbyt górnolotne i zaawansowane, ot wzi