Dziś nie woaluję. Ta daaam. Zero metafor i podtekstów, zero domysłów, animizacji bieszczadzkich kotów, refleksji, lizania tematu, żeby go czasem nie ugryźć. Bez ściemy i bez pitolenia. Nie będzie "Ojoj, bo coś bym powiedziała, ale nie powiem" i będą tylko mało istotne albo nic nieznaczące pierdoły. Bo wiecie, że jak zaczynam woalować to znaczy, że niekoniecznie chcę albo mogę coś pisać. Wiecie czy nie? ;P. No to dziś odmiana. Czyli pisanie na gorączce ;) Szczere, szybkie, niewymagające myślenia i poprawek. Jednak gorączka, migrena, zmęczenie albo senność wpływają na mnie wyjątkowo dobrze. A krew z nosa - ooo - to dopiero świadczy o przebłysku geniuszu ;). Zawsze jak mi słabną naczynka w nosie to dostaję weny twórczej. Jednak mogłam kupić te ładne kredki, skoro taki mam polot twórczy. Pewnie musiałabym maźnąć jakieś dzieło sztuki upstrzone plamami w kilku odcieniach czerwieni, co by podkreślić wydźwięk i uczcić te kapilary, no ale. Dobrze, że chociaż piszę wtedy