- Co będziesz robić przez długi weekend? - spytała mnie smsem współlokatorka (czyli moja towarzyszka koszarowej niedoli), kiedy wyciągałam się na całą długość tylnego samochodowego siedzenia w drodze do domu. - Spędzać czas z siostrą. Pisać. Huśtać się w hamaku. Pić kawę mrożoną. Czytać. Malować paznokcie na czerwono. Robić peeling stóp. Kupować miętowe ubrania ... - wymieniłam za jednym zamachem. I z mocnym postanowieniem, że postaram się choć raz zrealizować swoje (jakże ambitne) plany. Po cichu dołączyłam do nich pielęgnowanie pokoju, żeby utrzymać go w czystości spęłniającej moje wydziwione standardy, spotkanie ze znajomymi z dziećmi, spacerki z psem, bieganie i naukę na prawo. Po cichu, bo wiedziałam, że plany rządzą się czasem swoimi prawami. W głębi czaszki miałam jednak wizję, że wszystko uda się tak jak sobie obmyśliłam. W głębi czaszki widziałam już siebie, jak konwersuję z siostrą na leżaczkach ubrana w zwiewną sukieneczkę, sącząc kawę. Jak piszę głębokie treści na bl