Przejdź do głównej zawartości

Pierniczę ;]

Miał być wpis o pechu, będzie wpis o niczym ;)
Pech na szczęście trwał tylko chwilę i nie zapisał się szczególnie w mojej głowie, a wszystkie przykre wydarzenia zepchnęłam daleko i głęboko.
A zaczęło się od pośpiechu, gorączkowego powrotu z pracy do domu po kalendarz nauczyciela z zapisanymi zastępstwami, przez bieg na dyżur, pomylenie się w dokumentach, próbie pożyczenia korektoru od dzieci, które piszą jeszcze ołówkiem, wylaniem przez dziecko korektora na siebie, swoje ciuchy i podłogę, po zrobienie klasowej Wigilii, na której połamał się opłatek, pokruszyły ciastka cynamonowe, zabrakło gąbki do zrobienia stroika, a na podłogę wysypały się skórki po mandarynkach.
Koniec końców (chyba nadużywam tego zwrotu ;P) dzieciaki połamały się opłatkiem (chociaż większość zjadły same), pokłóciły się przy tym o naklejki, które dostały i zaśpiewały gromkie: "Świeć gwiazdeczko" razem z zacinającą się płytą.
Potem zostałam ja, mama jednego z uczniów i bałagan ;)
Który zresztą szybko został ogarnięty.
Później odchudziłam portfel z większości tych ładnie uskładanych przez tydzień banknotów, kupując mleko sojowe, jarmuż na koktajl, sałaty, mandarynki i kremy do stóp (endorfiny endorfinami, spalanie spalaniem, ale koszmarne stopy mnie kiedyś dobiją... Jakieś złote rady na stopy, które pięć razy w tygodniu są katowane w butach do ćwiczeń...?).
Piątek zakończyłam złamaniem diety zbożowymi ciastkami, migdałami i czekoladą, które niebezpiecznie skakały mi w brzuchu podczas zumby (biedny żołądek, biedne łydki, biedna ostatnio wyeksploatowana podczas obrotów prawa kostka) i zielonym koktajlem na kolację.

Powoli zaczynam już czuć świąteczne klimaty, zwłaszcza dzięki dzieciakom, opisywaniu im wigilijnych potraw i rozmowach o świątecznych tradycjach, chociaż jabłkowo - cynamonowy odświeżacz powietrza w pokoju i mydło o zapachu piernika też zrobiły swoje.
Ale nawet zapachy, jedzenie i nowe ozdoby na nową choinkę nie sprawią, że przestanę marzyć o co bólu spokojnych, nawet wręcz nudnych, pozbawionych atrakcji Świętach.
Chociaż ostatnio trochę za dużo ćwiczę (ale nie mogę się oprzeć zumbie, skoro coraz lepiej mi idzie) i wiem, że w takim tempie zamiast efektów nabawię się zakwasów, to jednak jest jeden bardzo mocny pozytyw - jestem tak zmęczona ćwiczeniami, że genialnie sypiam.
Początkowo zmiana przyszła niezauważalnie, bo zaczęłam po prostu trochę mniej kręcić się w pościeli, potem bezsenność pojawiała się sporadycznie, a teraz zasypiam całkiem przyzwoicie, a budzę się sama z siebie bez uczucia zmęczenia zmęczeniem.
Nie mówiąc o tym, że wczoraj położyłam się o dziewiątej i spałam. SPAŁAM! ;P.
Wprawdzie nad ranem obudziło mnie szczękanie własnych zębów i ręce zimne jak lody (krótki rękawek to niezbyt dobry pomysł, jak ma się zakręcone kaloryfery), ale kiedy rano okazało się, że przepadło mi zastępstwo, a pod pościel w sowy wlazła moja kotka - skusiłam się na dodatkową warstwę ochronną zrobioną z koca i wylazłam z łóżka dopiero kiedy musiałam, co też planuję powtórzyć jutro i w niedzielę ;).

Miłego, wyspanego weeekendu wszystkim! ;]


PS Jeszcze dwa dni pracy, a potem dwa tygodnie chodzenia w bluzach i dresach ^^.

PPS Równocześnie będą to dwa tygodnie bez zumby, a już wykazuję lekkie uzależnienie, więc chyba będę musiała znaleźć w zastępstwie coś taneczno - wyciskowego albo zapisać się na terapię leczenia z uzależnień od aktywności fizycznej ;).



http://czarnulkamadzia.pinger.pl/m/14525439

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n