Przejdź do głównej zawartości

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze.

Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności.

Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie.

Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia.

- A ślub? A kotki?

- No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;].



Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się. 

Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;)

Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie). 

Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim pudełeczku (musiałam przypieczętować tę chwilę). Wtedy już mi nic nie było potrzeba do szczęścia. Żadnych zakupów w galerii. Tylko pizza na ten brzuch, w którym skakały żaby.

Nawet sam powrót do auta na parkingu, do TEGO auta, do już MOJEGO auta, przyśpieszał bicie serca.


W drodze powrotnej nie bolała mnie głowa, nie byłam zmęczona, ba - ja sobie nawet jeszcze sprawy nie zdawałam, że już mam to auto i że to nim suniemy przez autostradę. I spać nie chciało mi się już wcale.

Ten brak świadomości, że to długie marzenie zostało właśnie spełnione trwało kilka dni - przyznaję, myślałam, że tak będzie zawsze, ale jednak nie ;).

Najpierw każde miejsce parkingu musiało zostać udokumentowane. 

Potem milion ujęć przed domem. 

Zaglądanie co chwilę przez okno.

Wieszanie prania - nigdy nie stałam tyle czasu z mokrymi topami sportowymi w ręku - z widokiem na fiata 500.


Opalanie się i czytanie książki - z widokiem na auto.

Wszystkie te podniety jak rejestracja czy ubezpieczanie - bo skoro tak emocjonujące były wypady do weterynarza, to co dopiero dokumentowanie faktu, że ma się to miętowe cudeńko.

A po tygodniu do mnie dotarło. Że rano łapię za kluczyki z mini miętowym pomponem. Że wsiadam do autka, pachnącego nowością, choć nie kupowałam go z salonu. Że jadę nim do pracy. Że ładuję do niego zakupy/torbę sportową i matę/koci transporterek i wcale nie muszę używać bagażnika. Że mam małe, zgrabne, wymarzone autko, o którym non stop mówiłam od dziesięciu lat.

Jest to tak satysfakcjonujące uczucie, że mogłabym góry przenosić. I pamiętam, jak rok? dwa? do tyłu, wylosowałam na miętowych (!) karteczkach "marzenia się spełniają" i "Spełnienia marzeń" od młodzieży z Samorządu. Jak kupiłam zabawkową mini wersję, która stała na półce i motywowała mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Jak odliczałam na kalendarzu, choć - rzeczywistość wyprzedziła marzenia. Jak wiele razy obróciłam każdą złotówkę, zanim ją wydałam, bo wiedziałam, ile jeszcze przede mną, żeby spełnić to marzenie.


Teraz została pustka na inne marzenia. A choć jest ich trochę - od podróży, przez naukę języków, po zobaczenie na żywo rysia (nie będąc przy tym zjedzonym przez misia) i te wszystkie mniejsze i większe drobiazgi związane z domem, to jednak to największe marzenie już stoi na podjeździe, skrzy się na miętowo i wygląda jak mała pastelowa zabawka do jeżdżenia.

Mam wymarzone autko. Małe, miejskie, damskie. 

W sam raz na jazdę po mieście, idealne do parkowania, perfekcyjne skrojone pod moje potrzeby.

Wyróżniające się pośród szarości, rodzinnych pojazdów, znanych modeli i tak wspaniale zaprojektowane, by pomieścić 2+2 kociaki albo 1+ babski shopping.

Miętowe, cudowne i w dodatku moje. 

Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie ;))).


PS dla tych co lubią czytać i słuchać, albo chcą zacząć słuchać. To mój darmowy kod BookBeat dla przyjaciół. Żeby nie było, że jestem taka cudowna (jestem xD) - Wy dostajecie 60 dni, ja 30, ale wszelkie próbne okresy na apkach książkowych są raczej krótkie (2 tygodnie), więc oferta jest dobra. Kod działa do 19 maja, kto pierwszy ten lepszy. W razie pytań, piszcie. Ja jestem non stop na Bookbeatach albo Audiotece, nigdy nikt mi nie pobrał kasy za nic (chyba, że się zapomni o wyłączeniu subskrypcji). Jak dostanę dzięki Wam kod - fajnie ;) jak nie - ja i tak będę go kupować, więc luz :).

Dzielę się: 


https://clicks.news.bookbeat.com/f/a/UT1mRztycT7PUJZy5w21Pw~~/AAAHagA~/RgRoDNyAP0TMaHR0cHM6Ly93d3cuYm9va2JlYXQuY29tL3BsL3phcHJvcy1wcnp5amFjaW9sP2NhbXBhaWduPUJCWE04Tlo0JnV0bV9zb3VyY2U9YnJhemUmdXRtX21lZGl1bT1lbWFpbCZ1dG1fY2FtcGFpZ249UEwtUmVjcnVpdGFmcmllbmQtRnJpZW5kTW9udGhNYWlsMS1BY3Rpb24tMjkxMDkmdXRtX2NvbnRlbnQ9VGV4dGxpbmstT2ZmZXItNjBkJnV0bV90ZXJtPWRlYWwyVwVzcGNldUIKZimAVypmGnAXVlIbbWFnZGFsZW5ha2FsaXN6OTFAZ21haWwuY29tWAQAAAKy


Lub jeśli nie da się wejść w link: 

Kod dostępu do bookbeat:

BBXM8NZ4










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n