Przejdź do głównej zawartości

Dzień Świra ;)

- Zróbmy sobie dziś Dzień Świra - powiedziała w sobotę moja mama, przez co o mało nie zadławiłam się swoją owsianką z borówkami i malinami.
- A przepraszam, na czym według Ciebie polega robienie sobie Dnia Świra? - wydusiłam, jak udało mi się przełknąć zawartość jamy ustnej.
- Oj, na mówieniu i robieniu głupot na przykład - wzruszyła ramionami mama, pijąca poranną porcję soku z aloesu wymieszaną z innymi naturalnymi dziwactwami, godnymi samej Miss M.
Nie wiem, co dodają do tego soku, skoro ma się po nim takie świrnięte pomysły i całe szczęście, że sama go nie pijam...
Parsknęłam w miskę.
Pokręciłam głową.
Zmrużyłam oczy.
I przez cały weekend nie zrobiłam NIC poważnego.
Ani normalnego - swoją drogą.

Począwszy od sobotniego benzsensownego i mało owocnego latania po mieście w miejskim skwarze, który aż dusił, polowaniu na kolejną do kolekcji bluzkę z Małą Mi na rynku, którą potężny spocony sprzedawca właśnie schował do samochodu o czym poinformował mnie chmurnym tonem, ocierając wielką dłonią obficie zroszone czoło, przez rozkminianie stroju na obronę z koleżanką i jej mamą przy równoczesnym czekaniu na dostawę jagodzianek, które ostatecznie nie nadjechały, po popołudniowe pójście do sąsiadki na mrożoną kawę z własnym mleczkiem sojowym o smaku waniliowym i upicie się połową szklanki Reddsa u cioci.
Przez weekend nasiliło się też moje powodzenie w okolicy i gdy tylko pojawię się na ulicy, w moją stronę biegnie stadem gromada dzieci, które często gęsto zaczynają mnie już przerastać wzrostem i wagą. Uściski i przytulasy spadają na mnie jak pociski, większe rączki oplatają w okolicach szyi, mniejsze w rejonach ud, dzieciarnia chce ze mną grać w Memory, rozkminiać sprawy miłosne, a nawet - o zgrozo - spać.
Zdążyłam też pobuszować w krzakach porzeczek i malinojeżyn, gdzie zostałam zaatakowana przez mrówki i wystraszona przez wystraszoną widokiem żaby siedmiolatkę, opalona przez wieczorne (!) słońce, choć głównie kryłam się w cieniu, obwąchana (i na szczęście nie opluta) przez lamę, poproszona do tańca przez sąsiada grającego na akordeonie i pogryziona przez zielonego pająka, który jechał ze mną samochodem na gapę.
Mój pies po spacerach ze mną pił wodę na leżąco, zasnęłam po kawie na leżaku w cieniu domu, przyjmując najdziwaczniejsze pozycje (w tym taką z tyłkiem do góry, rękami wzdłuż ciała, stopami na trawie), bezinteresownie smyrałam siostrę po łydce, ćwiczyłam intensywnie do tego stopnia, że z każdym oderwaniem się od maty moje ciało wydawało z siebie głośne mlaśnięcie i przestałam reagować na łaskotki pod pachami, ku rozpaczy mojego kuzyna.
Na K. warczałam, Pedrowi dziubdziałam, do babci w pewnym momencie powiedziałam, żeby nie pytała mnie o nic, kiedy jestem pijana, a na koniec wszystkiego padłam przed dwudziestą trzecią.

- Nigdy więcej Dnia Świra - wymruczałam do materaca.

Poduszki dziwnym trafem zaczęły mi tej nocy przeszkadzać i część skopałam w nogi, część porozrzucałam po całym pokoju jakbym zainstalowała na łóżku małą armatkę.
Boże, miej w opiece wszystkie świry tego świata ;P.


http://likely.pl/zdjecie/543272/dziewczyna-z-poduszka





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n