Przejdź do głównej zawartości

Stalker ;]

Jesienią zeszłego roku miałam straszne problemy ze snem.
Zaczęło się od duszącego kaszlu niepozwalającego przespać nocy i odsypiania zerwanej nocki w dzień, a skończyło klasyczną, ciągnącą się trzy miesiące bezsennością.
Próbowałam wszystkich możliwych sposobów, a i tak kręciłam się godzinami zanim zasnęłam albo wybudzałam się w nocy i nad ranem.
Od kiedy zaczęłam pracować, a potem odkąd K. zagościł w moim domu jako stały, przysposobiony bywalec, bezsenne historie zredukowane zostały do incydentalnych problemów z zaśnięciem (najczęściej, kiedy K. chrapał albo jak miałam jakiś problem lub stresor), a kiedy skończyłam studia i obroniłam pracę magisterską - nieprzespane noce skończyły się na dobre.
Nieważne, czy chodzę spać po 23 czy koło 2.
Kładę się, zasypiam.
Nigdy nie budzę się w nocy, chyba, że po to, żeby pójść półlunatycznie do łazienki, a zdarcie mnie z łóżka przed ósmą graniczy z cudem.
Nie słyszę krzątania się domowników, którzy wychodzą do pracy na siódmą.
Nie słyszę co K. ględzi mi coś romantycznego do ucha.
Jestem nieprzytomna, porozumiewam się ze światem niezrozumiałymi pomrukami i daleko mi do promyczka szczęścia.
Ale odkąd mamy kotkę wstaję nad ranem, kiedy słyszę że stąpa miękkimi łapkami do kuwety i bez marudzenia sprzątam zawartość.
O szóstej bawię się z nią w łóżku.
O siódmej tulę i pozwalam sobie wchodzić na głowę.
W przenośni i dosłownie ;).

Taa...
Będę teraz zanudzać o nowym nabytku ;)
Każdy dzień jest dniem pod znakiem kota.
Cały czas nasza uwaga jest skupiona na jej wysokości Kiarze ;).
Pierwszą spędziła z moją siostrą, w łóżku, zwinięta w kłębek przy jej karku.
Drugą ze mną i K., trzecią ze mną i z A. Z powodu upału chciała się ochłodzić przy moim 35 stopniowym ciele, a ja zagrzać nerki dzięki jej gorącej krwi ;P.
Wracając do kotki...
Co dzień jesteśmy w niej bardziej zakochani.
Wszyscy.
Bez wyjątku.
Nawet psa...
Jest nią tak oczarowany, że nie daje jej żyć.

W zasadzie to zmienił się w stalkera.
Chodzi za Małą krok w krok i dręczy ją merdaniem ogona, sapaniem i wachlowaniem języka.
Kiara, jak na waleczną lwicę przystało syczy, pręży się i warczy, jak pies przekracza granice namolności i bycia upierdliwym.
Ogólnie w domu jest więc wesoło.
Pilnowanie psa, żeby nie męczył kota.
Pilnowanie kota, żeby nie atakował psa.
Pilnowanie, żeby kotka miała swobodny dostęp do jedzenia (pies jej wyżera), wody i kuwety (zagradza drogę i próbuje się bliżej zapoznać).
Pilnowanie, żeby Kiara nie wspinała się po zasłonie, nie drapała pazurkami po meblach i nie bawiła się kablami.
Plus malowanie (wczoraj kończyłam z siostrą malowanie drugi raz na miętowo. I z radością oświadczam, że kolor wyszedł miętowy ;]), sprzątanie po malowaniu etc.
Plus imieniny mamy, więc goście, kawki, sałatki.
I szukanie dekoracji do pokoju, w którym jeszcze nie ma mebli... ;]



PS Czy ten pies nie wygląda jak mój Pedro? I jeszcze to psychopatyczne spojrzenie... ;P.

http://www.tapetus.pl/84035,kot-pies-zabawa.php






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n