Przejdź do głównej zawartości

W rękach ;)

Nie mam typowych Świąt.
Nie ma objadania się mazurkami, jajek, pogaduszek z daleką rodzinką i dekoracji z kształcie kurek.
Nie ma leków na niestrawność.
I zajączków jakoś też nie ma ;P.
Jest za to czas na obijanie się.
Na wykładanie się po łóżku, na luźne rozmowy z siostrą, picie kawy zbożowej z korzennymi przyprawami i jedzenie makowca.
Jest celebrowanie chwili.
Możliwość jedzenia śniadania w piżamie, siedząc na pół śpiąco przy wyspie.
Przewracanie się we własnej pościeli.
Noszenie kolczyków i bransoletki.
Ubieranie dopasowanych ciuchów, wysokich kozaków i wąskich spodni.
I picie herbaty bez cukru ;).

Tak więc siedzę w pokoju i chłonę wszystko co swojskie i domowe.
Kotka mlaska, bo właśnie upolowała tłustą muchę, która otumaniona wypadła zza plafonu i upadła na podłogę.
Pies tupta po korytarzu, skrobiąc pazurkami po panelach.
W brzuchu chlupie mi od wody z cytryną pitą przez słomkę z dekoracją, jak na wakacjach.
W lodówce mam hummus, borówkowy jogurt sojowy, masło z 4 orzechów i wegańskie batony w pięciu smakach. Szkoda, że nie mam miejsca w brzuchu, żeby to wszystko zjeść ;P.
W szafie mam dwie nowe pary spodni (nie mogłam się oprzeć. Po skoszarowaniu mam taką chęć na zakupy, że dziw, że kupiłam tylko grafitowe i ciemne dżinsy ze strechem, a nie wykupiłam pół wystawy w Calzedoni ^^).
Na stoliku cudowny nieład - kubki, frotki (włosy rozpuszczone. Rozpuszczoneee! <3), karteczki i miska po płatkach. Płatki to moje niekonwencjonalne menu na Święta - po dwóch tygodniach smakują jak nigdy ;]
W tle "Fight song".
W ramionach brak zakwasów po pompkach.
W głowie niczym nie zmącony spokój.
W nogach lekkie mrowienie od siedzenia po turecku na łóżku.
W oczkach radosne iskierki.
A w rękach?

W rękach długopis, którym miałam robić notatki, a póki co nawijam na niego długie pasma włosów, mruczę słowa piosenki i rozglądam się, co by tu jeszcze spakować na wyjazd... ;]

http://ulubionykolor.pl/tag/poranek/



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n