Przejdź do głównej zawartości

Nie chce mi się

Nie chce mi się pisać.
Nie chce mi się przecierać laptopa z kurzu, nie chce mi się czekać aż załaduje się strona, nie chce mi się myśleć jaki jest synonim do słowa, które użyłam już dwa razy i nie chcę tego zrobić po raz trzeci.
Nie chce mi się wrzucać gotowców, nie chce mi się wymyślać nic nowego.
Nie chce mi się nawet poruszać palcami po klawiaturze, bo wydaje mi się to nazbyt męczące.
Nie chce mi się ;]
I nie mam sił - to swoją drogą.

Gdybyście mnie spytali co robiłam w ciągu ostatnich dwóch tygodni to rozłożyłabym szeroko ręce.
Nie wiem.
Nie pamiętam.
Śpię codziennie w ciągu dnia, spałam nawet w czasie weekendu.
A w trasie nie spałam - dla odmiany.
Choć powinnam była po trzech godzinach snu w nocy, bo efekt zmęczenia jest katastroficzny, a ja wyglądam średnio ciekawie.
Jestem masakrycznie niedospana. Chodzę jak zombie, oczy z zacienionych stały się już ewidentnie podkrążone. W oczach mam wypisany głód snu, a zamiast źrenic mam pewnie w tęczówkach małe łóżeczka z poduszeczką i kocykiem.
Zaliczyłam dwa ważne egzaminy (z broni i z prawa), ale nie mam nawet sił poskakać z radości.
Przeczytałam za to trzy książki. Na szkółce. W ramach rozrywki. W łapanych chwilach czyli tylko na przerwach, nigdy w pokoju.
W domu też chwilę czytałam. Na leżaku. Przynajmniej dopóki burza nie przegoniła mnie do łóżka, w którym napawałam się słuchaniem deszczu bębniącego o poddasze.
I do wtóru którego to bębnienia spałam rozkosznie równo w południe ;).

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym na zmęczenie nie zareagowała dziwacznie, czyli - im bardziej zmęczona, tym bardziej męcząca dla otoczenia (pobudzenie i nakręcenie wciąż na wysokim poziomie), ale dla odmiany jestem też ciut przygaszona i przytępiona, jakby ktoś walnął mnie porządnie patelnią po głowie.
Może i ma to swoje plusy, bo nigdy nie miałam tak szybkiego tempa zasypiania jak na szkole, za to fakt, że równie szybko zasypiam na zajęciach jest już średnio przeze mnie pożądany ;)
Okej.
Koniec pisania, bo mi się nie chce.
Idę się ogarniać, bo spałam po południu i nie obudziłam się do teraz.
A potem?
Oczywiście, że to co muszę zrobić i... znowu spać ;] ^^.










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n