Przejdź do głównej zawartości

Magia ;)

Nie wyjechałam na urlop, nie wynajęłam domku do pisania, nie chodziłam po górach.
Ale i tak odpoczęłam wyjątkowo dobrze.

Wstawałam kiedy chciałam i to już jeden z cudownych aspektów urlopu, bo mogłam wstać i o szóstej i o dziesiątej.
Rano pisałam w łóżku, potem czytałam w wannie, czyli najpierw głowa w chmurach, potem włosy w pianie.
Pisałam jak potłuczona i gdybym była bohaterką filmu, zadzwoniłabym z pasją w głosie do wydawcy i powiedziała dumnie: "Napisałam ponad trzydzieści stron!", a on zacząłby mi bić brawo i dawać motywacyjne kopniaki. No, ale że nie jestem to pisałam i liczyłam, żeby móc się cieszyć jak produktywnie spędzam urlop ;)
Produktywne było też to, że chyba jednak nie mam nic w mózgu, żadnego guza czy choroby psychicznej, która powoduje problemy z pamięcią i koncentracją, bo na wolnym myślę wyjątkowo dobrze i szybko. Kojarzę, zapamiętuję i utrzymuję ciąg przyczynowo - skutkowy.
Nie mam podków pod oczami - praktycznie w ogóle. Nie choruję. Nie przymulam. Nie nosi mnie. Nawet rzęsy mam dłuższe i oczy bardziej niebieskie ;). Magia.
Do tego ochrzciłam damsko - męską planszówkę ze znajomymi, byłam na siłowni i robiłam bicki, nogi, tyłek i wszystko do kupy razem z udzielającą profesjonalnych porad koleżanką, codziennie piłam sobie kawę w fotelu z książką i ogólnie książkę brałam ze sobą wszędzie i jak mój kot wszędzie śpi - tak ja wszędzie czytałam.
Odkryłam basen, odkryłam saunę, odkryłam, że nie przeszkadza mi chlor, pomarszczone palce i szorstkie włosy. Wprawdzie kariery pływackiej nie zrobiłam i więcej było paniki w oczach niż pływania, ale - i tak mi się podobało.
Szkolenie w Rzeszowie uczciłam zakupami (dżinsy, legginsy, bluzki), no i odwiedziłam większość fajnych miejsc w okolicy, z Basztą, Soliną, Kamieniem Leskim i Sobieniem włącznie.


Wycieczki, spacerki, zabłocone buty, zachwycony pies z zabłoconym nosem, babskie wypady z mamą i siostrą.
Topienie żółtej łodzi podwodnej w herbacie, kotka udająca maskotkę i zwłoki, mgła za oknem i widok na góry.
No i ten czas.
Czas wolny, przeznaczony na nic.
Zero przestawiania kawy (*wyłuszczę. Kiedyś), zero pośpiechu, zero stresu.
No cudownie.
Idę szykować cudowny mundur. Jutro wstaję po szóstej. Ouch... ;] ^^

































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n