Przejdź do głównej zawartości

Kiedy urywa się chmura ;)

No i pada.
Oprócz tego, że dziś zostałam ochlapana przez jadący samochód, zmoczona deszczem i wysmagana wiatrem, resztę dnia spędzam w luźnej szarej koszulce po kolana w pokoju na poddaszu, który jest stworzony do słuchania bębniących o dach kropli, więc całkiem przyjemnie odpoczywam. Jak często ostatnio.
Odkąd załamała się pogoda nie biegam, a jak nie biegam to i nie ćwiczę. Bunt po całości.
Nadrabiam za to zaległości. Wszystkie. Wszyściutkie.
Książki są lekko odstawione, choć oczywiście nie do końca.
Teraz mam misję filmy.

Filmów przyjmijmy, że nie oglądam w ogóle. Jeden film przypada u mnie na jakieś dziesięć książek.
Filmy to rarytas na chorobę albo brak nastroju, chęci czy siły na coś innego.
W filmach mam ogromne, ogromne braki.
Braki zaczęłam łatać od podstaw. Czyli bajki ;). A jak bajka to znana tylko z kolorowanek i getrów siostry "Pocahontas" (szop pracz rulezzz, też sobie sprawię szopka i będzie za mną biegał i machał mi przed nosem ciastkami). Po bajce klasyki, więc "Piraci z Karaibów" jak mój dzwonek w telefonie, "Troja" (trzygodzinnie wciągająca), "Sto pięćdziesiąt" (czyli połowa "Trzystu" zanim nie padłam po dwunastce w pracy,"Lord of War" (nie lubimy polskich tłumaczeń), serial "Pitbull" w liczbie całych ośmiu odcinków. I zdecydowanie bardziej podoba mi się serial niż film ;).

Do tego korzystam z pogody, czyli bluzuję, ponchuję, maluję paznokcie albo i nie, wkładam kwiatki za włosy i jem maliny z Rafaello.
Bo pada, pada i pada.
A teraz to jeszcze grzmi.
Deszcz czy chłód mają jednak ten plus, że dużo bardziej smakuje gorąca kawa, dużo lepiej nosi się poncho, no i można wyciągnąć czerwono - kapturkowy płaszczyk i długie skarpetki ;)
Lepiej się pisze (aaale to pewnie pościel w literki), lepiej śpi pod pościelą w baranki i czyta na drobnokwiatuszkowej pościeli.
Zamiast letnich ciuchów sprawiłam sobie lampki do naświetlania pokoju (wysoką stojącą i małą koło łóżka) z ciepłymi żarówkami, trampki ubrałam RAZ, poza tym śmigam dalej w kozakach ;)
Dziwna ta wiosna, całkiem niewiosenna. Zwłaszcza z tym zerem i minusem na termometrze. Abrr ;)






















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n