Przejdź do głównej zawartości

Krótki ;]

Nie, nie wpis, a tydzień ;P.
Wiedziałam, że ten tydzień będzie krótszy, bo w połowie tygodnia wypadło święto, ale nie wiedziałam, że minie aż tak szybko.

W poniedziałek nie miałam popołudniowych lekcji angielskiego, ale zabijcie mnie - nie pamiętam co wtedy robiłam.
Aaa, byłam u lekarza - no tak.
We wtorek miałam już korki, a potem dodatkowo pojechałam na zumbę.
Wyszalałam się, wyskakałam i prawie umiałam powtórzyć większość ruchów instruktorki ;).
Doszłam też do wniosku, że jeśli mam regularnie zumbować, muszę zainwestować w buty do tańca.
Wszystkie sportowe buty, które mam, są dziwnym trafem do biegania, a buty do biegania nijak mają się do tańca i oprócz nadgarstka za chwilę mogę mieć problemy ze stopami.
Tak więc zamówiłam czarne Reeboki za kostkę.
Nie były najtańsze, ale okej - nie czarujmy się.
Lubię płacić za jakość, bo lubię rzeczy dobrej jakości.
A jak mam je nosić, muszą mi się podobać.
Proste.

Środa... A, tak. Środa była wolna.
Z tej okazji nie wyszłam w ogóle z domu ;P.
Jakoś tak mi ten dzień nie podszedł.
Świętowałam go w swoim pokoju, głównie w fotelu.
Nie miałam ochoty na spacerki, kawki, odwiedziny.
Na rozmowy też jakoś nie.
Przewróciłam za to szafę o góry nogami (w sensie pół dnia układałam ciuchy), wyprasowałam wszystkie T - shirty, dokończyłam czytać brytyjski kryminał niemieckiej autorki.
I coś tam chyba ćwiczyłam, o ile się nie mylę.
W czwartek znów wróciłam do rytmu: szkoła (wolny dzień w tygodniu nie wpływa dobrze na dzieci, oj nie...), zakupy (szaleństwo z tuszami, eye linerem i cieniami. Ciekawe czy rzeczywiście zacznę się wreszcie malować...), korepetycje (jak ja lubię dręczyć uczniów angielską gramatyką ;P) i zamiast ćwiczeń - odwiedziny znajomych.
Aaa - i dla odmiany - Rada Pedagogiczna.

Tyle.
Ogólnie.

No okej, wiem, że interesują Was moje nadgarstki, struny głosowe, sprawy sercowe, łóżkowe i praca... ;P.
Tak więc:
Krtań - przeszła sama po syropie wykrztuśnym, homeopatycznym Homeovaxie i wypoceniu się na zumbie, choć wszyscy mówili, że bez antybiotyku się nie obejdzie ;).
Prowadzenie zajęć z dziećmi z chrypą było masakryczne, ale jakoś się dało.
Ręka - jak bolała tak boli.
Nie muszę już nawet wykonywać nią jakichkolwiek ruchów.
Ból jest rwący, ciągły i wnerwiający.
A z tego wszystkiego najgorsze jest uczucie słabości bez leków i uczucie gorąca po lekach.
Mama spytała mnie dziś, czy pamiętam o zażywaniu tabletek.
Hah ;].
Nie dam rady nie pamiętać.
Za bardzo mnie boli.
Chwilami mnie to wkurza - nawet nie ten ból, co częste uczucie, że robi mi się słabo właśnie.
W nocy rozbieram się z piżamy, bo jest mi piekielnie gorąco, a ciało nagle nabrało właściwej ciepłoty i tylko stopy są dalej zimne jak dwie bryłki lodu.
W nocy śnią mi się głupoty i mimo osłonki cierpię na typowy polekowy ból brzucha, którego nie da się pomylić z niczym innym.
Ale to nic.
Inni mają gorzej.
Na przykład piętnaście tabletek na co dzień i ból po operacji.
( ;*).

Ymmm... Co tam dalej?
Sercowe.
Pfff... Naprawdę mnie o to pytacie? ;P.
Nieee, proszę nieee ;].
A jak już musicie wiedzieć, to wiedzcie, że bez zmian.
Singielsko.
Z kotem.
Książkami.
Świętym spokojem.
Spanie?
W kratkę, mimo pościeli w groszki.
Raz kładę się i zasypiam, a budzę się rano, raz zasypiam jak już sfrustrowana zaczynam chodzić po łóżku, raz zasypiam, a budzę się w nocy i nie śpię godzinę, dwie, trzy.
Loteria.
A praca?
Dodaje skrzydeł, odbiera głos ;]
Tak w skrócie.
 
Plany na weekend?
Żadne.
Obijaństwo ;P.

O - i właśnie.
Skoro się pochwaliłam, że wydałam książkę, to teraz się pochwalę, że wg najnowszych badań ludzie wolą tradycyjne książki niż ebooki.
A przynajmniej tak mi się obiło o uszy.
I chociaż ta rozsądna część mnie mówi sobie głośno: "Nie masz tego czegoś, wydałaś ebooka, ale zapomnij o karierze pisarki", ta zakapiorska i uparta dodaje pod nosem: "Będziesz pisarką, choćbyś miała sobie te książki pisać do szuflady i wydać je na emeryturze za uciułane pieniądze!".
Skoro się pochwaliłam, że schudłam, to się teraz pochwalę, że przytyłam.
Brawo ja...
Nie wiem jak, nie wiem czemu.
Chyba dlatego, że o tym napisałam i że za bardzo mi się to podobało ;).
I chyba dlatego, że codziennie jadłam czekoladę ;P.
Z reszty mogę się pochwalić (już bez cienia ironii), że trzymam się mocno swoich postanowień.
Jeszcze nigdy nie udawało mi się to aż tak skutecznie ;).
Jeszcze nigdy nie byłam tak zawzięta.
I jeszcze nigdy nie byłam z siebie taka dumna ;)

PS Kurczę. Zauważyliście, że przestałam pisać PS-y? To chyba dlatego, że przestałam puentować, pozwalając Wam samodzielnie wyciągnąć wnioski. Wyciągnęliście jakiś? ;P.

http://neverletmegoo.pinger.pl/














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n