Przejdź do głównej zawartości

Listopad ;]

Aaa.
Więc to jest ta znana niemoc twórcza?
Kiedy przebiera się palcami nad klawiaturą, patrzy tępym wzrokiem w białą kartkę bloggera, układa i kasuje w myślach pierwsze zdanie?
Chyba tak.
Chyba tak to się nazywa ;)

Oj, dobra, dobra.
Listopad mamy.
Taka smętna pora.
Najbardziej cieszy mnie światło, więc najczęściej "naświetlam" się, odpalając wszystkie możliwe światła w pokoju, a wieczorem siedząc przy pozapalanych Cotton Ball'sach.
Najbardziej męczy mnie szarość, kałuże i zimny wiatr, wtykający się pod poły kurtki.
Chociaż dalej w "Liście życzeń" na Zalando królują u mnie ciuchy w różnych odcieniach szarości ;].
(Zamówione buty 35 - jak ulał, XSki dobrze dopasowane. Nowa piaskowa bluza cudowna :)).

W tym tygodniu dopiero w piątek przekonałam się do zimowej czarnej kurtki, cały tydzień dzielnie drepcząc w turkusowo szarej przejściówce.
W czwartek bawiłam się na zabawie andrzejkowej o 10. 30 (do południa - zabawa klas I-III), dobijając swoje mięśnie wymęczone środową zumbą, a potem pół wieczoru stałam na skrzynkowym stoliku, żeby robić za ciężarek, kiedy tato mocował w nim wkręty.
Byłam też na urodzinach koleżanki, piekłam wegańskie ciasto bananowe i pisałam pięć wpisów, z których żadnego nie opublikowałam, bo "nie".
Poza tym standardowo - praca, zumba, ćwiczenia, nadgarstek, który przestał i znów zaczął boleć, zupa krem z dyni (ma ktoś dyńkę na zbyciu? Chętnie przerobie na coś zjadliwego), którą gotowałam po raz setny, zasypianie podczas czytania i czytanie kiedy zasnąć nie można, sto zdjęć kotki w różnych ujęciach dziennie i ślinienie się na widok szarych bluz na Zalando.

PS Prawda, że stolik wspaniały? Nie mogę się na niego napatrzeć ;D. Wciąż jeszcze śmierdzi farbą, ale wcale mi nie przeszkadza ;]. I jak tu nie kochać swojego taty - złotej rączki? ;]






















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n