Przejdź do głównej zawartości

Do tańca i do różańca... ;)

Dwa wpisy tchnące przemyśleniami - ten dla równowagi musi być lajtowy.
Będzie więc o moich nocnych ekscesach i weekendowych szaleństwach.
Zapowiada się ciekawie?
No, a jakże ;P.

Zaczęło się od piątkowego wieczoru.
Najpierw był seans pisaniowy.
Potem bieganie z psem.
Następnie moja kotka, którą wcześniej popieścił kabel od podłączonego do prądu laptopa (czyt. wyrzuty sumienia i nakarmienie kota szynką w ramach zadośćuczynienia), położyła się u mnie w nogach i zasnęła jak kamień.
Później był orzeźwiający prysznic.
I kubek z herbatką na "zdrowy, spokojny sen".
Byłam więc usatysfakcjonowana i świeża po kąpieli, była masa poduszek, był mruczący kot i wygodne łóżko.
A potem akcja pt. "M. robi rozpierduchę..."
Czyli jak zwykle - obudziłam się nie w swoim łóżku.
Tzn. nie że obudziłam się w czyimś.
Obudziłam się na podłodze.
Z wylaną herbatą i stłuczoną ręką ;P.
Trochę zdezorientowana, trochę obolała.
I trochę nietomna, jak to o 2 nad ranem.
Zamknęłam okno, przesunęłam kota, walnęłam się spać.

Rano w ustach miałam watę, a ręka bolała jak fix.
I wciąż nie wiedziałam do końca, co do cholery robiłam w nocy.
Po drobnych zakupach i drobnych porządkach, a także po ochach, achach i sykach, kiedy dotknęłam środkowego palca prawej, piśmiennej o zgrozo ręki, postanowiłam - jadę do szpitala.
Może i nic się nie stało, ale może być i tak, że złamałam palca jak dziesięć lat temu, potykając się na prostej drodze ;P.
Ogólnie w mojej rodzinie kobiety mają kości miękkie jak plastelina, a ja sama ze swoimi wegańskimi fanaberiami też wapniem zapewne nie grzeszę...
A może jednak grzeszę, bo palec choć stłuczony, to cały i zdrowy.
Nie będę go Wam prezentować, bo jakże to tak pani nauczycielka ze środkowym palcem na blogu... ;).
Potwierdza się więc tylko moja teoria, że jestem do tańca i do różańca, ale do łóżka to już tylko dla odważnych... ;)

Pozdrawiam! ;)


http://whishey_woda.pinger.pl/

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n