Przejdź do głównej zawartości

Sto po raz drugi ;]

No proszę - znowu studniówka ;]
Jak ten czas szybko płynie ;).
Przez całe, calutkie sto dni nie zhańbiłam się omdlewaniem z miłości i roztkliwianiem nad wybrankiem serca - co oprócz skrajnego przypadku nagłej choroby psychicznej albo dolania mi eliksiru miłości do herbaty z cytryną byłoby dość niemożliwe, więc...
Okej - bez pierdzielenia.
Nie spotkałam się z nikim, nie zakochałam, nie zwariowałam, nie zauroczyłam.
Uf.
Już jest dobrze ;)

Czy odpoczęłam, ochłonęłam?
No raczej.
Czy zatęskniłam?
Za niektórymi aspektami. Bez wchodzenia w szczegóły ^^.
Czy przemyślałam?
Nie było czasu.
Co robiłam?
Na pewno nie myślałam o facetach.
Żałowałam, że jestem sama?
Nigdy, nawet jak nie miałam co robić w nocy ;].
Jak się czułam?
Spokojna jak nigdy.
Niezależna.
Silna.
Wolna.
Płakałam za silnym męskim ramieniem?
1. Nie widziałam żadnego pająka od stu dni.
2. Wciąż nie puściła moja blokada uczuciowa i - nie, dalej nie płaczę.
Wychodziłam gdzieś z kimś?
Eeee, nie.
Wzdychałam do kogoś dniami i nocami?
Nie.
Śniłam?
Tak. Intensywnie jak zawsze.
O facetach?
Nieee.
No, czasami trafił się jakiś męski egzemplarz w snach na ogół naszpikowanych jeziorami, szkołą, ludźmi których nie znam, ale przeszło bez echa.
Ktoś rzucił mi się w oczy?
Nie.
Ktoś podrywał?
Starszy pan na konkursie szachowym się liczy?
Ktoś prosił o numer telefonu?
Nie i:
1. I tak by go nie dostał.
2. Myślę, że przybrałam zbyt ofensywną postawę, żeby ktokolwiek o niego poprosił ;).

Jak minęło mi te sto singielskich dni?
Bez podniecania się singielskim stanem i bez ekscytowania wolnością.
Bez szalonych imprez do rana, bez krzyczenia na pustkowiu: "Jestem wolnaaa!", bez flirtowania z każdym możliwym osobnikiem płci męskiej.
Sto dni upłynęło na wzdrażaniu się w nowe obowiązki w nowej pracy, korepetycjach, zumbowaniu i szeroko pojętym chilooutowaniu obejmującym pisanie, czytanie, aktywność fizyczną wszelaką, kolorowaniu i spotykaniu się ze znajomymi. Głównie płci żeńskiej ;)
Wolny czas spożytkowałam na siebie.
Poziom endorfin podnosiłam skakaniem i tańczeniem na zumbie.
Wyremontowałam i urządziłam pokój.
W 99% stałam się weganką.
Jestem jeszcze bardziej cyniczna, ale przynajmniej jasno i dobitnie daję do zrozumienia, jak nie mam ochoty na zacieśnianie znajomości.
Jestem grzeczniejsza i mniej agresywnie nastawiona niż wcześniej, co nie znaczy, że jestem grzeczna  i łagodna ;).

Ogólnie... Jestem zadowolona z tego stanu i nie czuję żadnej presji, żeby to zmieniać.
Chyba, że ktoś mi podejdzie na tyle, że postanowię zmienić zdanie ;).
Wciąż nie włączył mi się przycisk aktywujący myślenie o białej sukni z welonem, oczy dalej nie zachodzą mi łzami na widok rączki noworodka, wciąż alergicznie reaguję na ckliwe słowa i happy endy.
Dalej marszczę nos, jak słyszę, że ktoś się zaręczył, a ktoś zmienił status na "w związku".
W dalszym ciągu nie myślę o zobowiązaniach, nie rozpływam się ze szczęścia, jak ktoś na mnie popatrzy i dalej nie wierzę w słowa, obietnice, zapewnienia i komplementy.

Od stu dni jestem singielką! ;)


PS I w przeciwieństwie do poprzedniej studniówki - mam kotaaaa! ;)







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

lattementa

Ten dzień zaczął się o piątej nad ranem i nigdy wcześniej nie wstawało mi się tak dobrze o tak wczesnej porze. Ten dzień był pełen napięcia, ale i niepewności. Ten dzień zapamiętam jako walkę ze snem na trasie, a potem boskie kimanie na mini poduszeczce opartej o pas, podczas jazdy na autostradzie. Ten dzień był najlepszym dniem z mojego życia. - A ślub? A kotki? - No dobra, ze ślubem i kotkami ;) Ale jednak najdłużej marzyłam o pięćsetce ;]. Potem było już tylko oglądanie, testowanie i wreszcie zakup. I wargi spierzchnięte od oblizywania się.  Voila - po dziesięciu latach marzeń jest Pani właścicielką włoskiego miętowego maluszka i dostaje Pani włoskie wino w prezencie. Bum! ;) Na dzień dobry były odwiedziny na stacji benzynowej (frajda; nigdy nie sądziłam, że tyle radości może dać tankowanie wyśnionego samochodu) i w galerii (pierwsze parkowanie w podziemnym parkingu - musi być zdjęcie).  Na drugie śniadanie wleciała wężykowa Pandora i lśniący nowością charms samochodzik w malutkim p

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n