- Może bym dzisiaj wypiła mrożoną kawę? - pomyślałam głośno, natchniona 21 stopniami ciepła, różową lekką parką, którą musiałam ubrać, bo nie zniosłam jeszcze ze strychu wiosennych kurtek i poświęconą zawartością koszyczka. - Nie! To jeszcze nie pora (czyt. "Zaraz będziesz chora i będę miał do bawienia dorosłego bachora. A nie chcę!") - fuknął mój mąż. Wczoraj byłam z koleżanką w pizzerii. Wiem, że to Wielki Piątek. Ale w Wielki Czwartek byłam na fitnessie. Dla zdrowia to robię. Dla karku. Dla kręgosłupa. Dla niedoczynnej tarczycy. Do pizzerii też musiałyśmy iść, bo wciąż mam lekką niedowagę i musiałam coś zjeść, a w domu nie miałam sałaty, pieczonego buraka i cząstek pomarańczy. No i przede wszystkim koleżanka nie mieszka tu na co dzień, więc łapiemy się jak przyjeżdża od święta i na Święta (choć w sumie widujemy się dość często). Myślę, że mnie pokarało. Dziś rano uszykowałam wdzięcznie koszyczek (ponieważ przeczytałam niedawno "Anię z Zielonego Wzgórza" i czytam