Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2020

trochę rock

Mój mąż wytknął mi ostatnio, że nienawidzę muzyki. Żachnęłam się. Jak to? Ja nienawidzę muzyki? Ja?! A kto śpiewał pod prysznicem marsz bojowy z Mulan przed szkołą policyjną i piał "Kolorowy wiatr" z Pocahontas, aż do oczu wleciał szampon morelowy? Kto nagrał z przyjaciółką demo "Mam tę moc" w brzydkim pokoju brzydkiego mieszkania w kamienicy z kapliczką w Rzeszowie, między bieganiem w adidasach z różowymi podeszwami, a ćwiczeniem z Chodakowską? Komu nogi nie mogą wysiedzieć, jak słyszy rytmy zumby i kto tańczy do upadłego, nawet jak muzyka przestanie grać? I wreszcie - kto do malowania oczu i mycia zębów puszcza sobie Pearl Jam? To, że głośna muzyka przez cały dzień mnie męczy i że nie umiem zasnąć przy muzyce, nie robi ze mnie wroga muzyki, a że nie jestem takim melomanem, jak mój mąż, który na weselu najbardziej skupił się chyba na wybrzmieniu melodii i który mógłby przeżyć swoje życie ze słuchawkami na uszach, to jeszcze nie robi ze mnie ignorantki! J

rafia

Jestem mamą. Moją mamą. Jestem nią w niebieskich oczach i opadających powiekach. Jestem nią w lustrze. Na zdjęciach, na widok których mój mąż mówi: "Maryśka!". We wzroście, filigranowej posturze, wadze piórkowej. W głosie, którym mogę wszystkich zmylać. Jestem nią wtedy, kiedy sunę szkolnym korytarzem z wielką torbą pełną skarbów, okudana w szalik ("A dlaczego pani chodzi w kocu?") śpiesząc się na lekcje i szczękając zębami, a mimo to potrafiąc znaleźć czas, żeby pomachać koleżance, ukłonić się panu od fizyki, bo przecież ma tyle lat pracy, co ja życia i zdecydowanie jest "panem", pochwalić moją niewierzącą w siebie uczennicę, odpowiedzieć uśmiechem dziecku nieakceptowanemu w klasie, przywitać się z pierwszakami, otulić ciaśniej szalem, zagadać do pani sprzątającej i rozmyślać o zakupach w spożywczaku, tęsknić do domu i planując lekturę na wieczór. Jestem jak ona roztrzepana, jak ona lubię ciuchy, ale najważniejszym makijażem jest dla mnie uśmi

całkiem inaczej

Wiecie, co mi najbardziej uświadamia, jak szybko leci czas? Zbliżający się zbyt szybko termin ważności na długoterminowych produktach. Bo wiadomo - jak kupuje się masło czy jajka, wiadomo, że trzeba szybko jeść. A jak magazynuje się w szafce Vicksy w razie przeziębienia, pudełko ryżu jaśminowego albo konserwę rybną (nie dla mnie) lub szynkę w puszce (tym bardziej nie dla mnie), krem chłodzący do łydek dedykowany na lato i upały albo suchy szampon, który użyło się trzy razy w życiu, wiadomo, że "Ohoho, jak długo ważne". Robiąc wczoraj (tysięczne tej "kwarantanny") porządki w szafce, z "Ohoho", zrobiło się "Ołoło, trzeba szybko to zjeść/zużyć, bo maj, czerwiec, lipiec". Niemożliwe. Jak to zleciało! No i za niedługo dodrepczemy także do pierwszej rocznicy ślubu. To też świadczy o tym, że rok znów się chce przełamać czerwcem. Z ciekawości zajrzałam na swoją uroczą galeryjkę zdjęć na Instagramie, galerię zdjęć w telefonie i wpisy na blogu z