Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2019

tagliatelle

Usłyszałam już większość świątecznych piosenek - każdą po jednym razie, głównie podczas jazdy do i z pracy. Zrobiłam sobie dobrze doprawioną cynamonem szarlotkę do częściowego zamrożenia. Pełną kwaśnych renet, z cukrem z prawdziwą wanilią i pachnącą na cały dom. Zmieniłam pościel na kraciastą flanelową - mega miękką i mega cieplutką. Zbojkotowałam tegoroczne pieczenie pierników - po szarlotce przeraża mnie wizja mąki rozsypanej po całej kuchni i połowie salonu. I mam już wolne w pracy. Tak więc kolejne odsłony grudniowych hitów odświeżam sobie z miętowego kuchennego radyjka. Między ozdabianiem własnych bombek, gotowaniem całkowicie nieświątecznego tagliatelle i piciem herbaty z masą przypraw (w tym z pieprzem). Mam też plan nie - planować i drugi - odpoczywać, bo choć semestr był krótki, dał mi w kość. I naprawdę nie wiem, jak to się stało, że dopiero było rozpoczęcie roku, a już za chwilę będą ferie. Wiem za to, że swoje postanowienia (niezbyt górnolotne i zaawansowane, ot wzi

ludzie inteligentni

Cechą ludzi inteligentnych jest niezamykanie się w hermetycznym ciemnym światku, tylko otwartość na nowe. To porzucenie Ciemnogrodu, żeby pozwolić się trochę oświecić i zastanowić się, czy to, co inne, rzeczywiście jest takie złe. Inteligencja to zdrowe podejście, rozsądek, odrobina samokrytycyzmu i duża dawka obiektywizmu. Człowiek inteligentny, nie skacze, bo wszyscy skaczą, nie skacze, gdy ktoś każe mu skakać i nie skacze do swojej marchewki, którą ktoś inny trzyma na mocno podejrzanym kiju. Cechą ludzi inteligentnych są szeroko otwarte oczy i jeszcze szerzej otwarte umysły. Ludzie inteligentni mają charakter, pasje i swoje zdanie. Mają też swoje problemy i nimi się zajmują, a jak ich nie mają to cieszą się życiem. Nie mącą sobie w głowie plotkami i strzelaniem fałszem na lewo i prawo. Cechą ludzi inteligentnych jest ich szerokie spojrzenie i poszerzanie horyzontów. Jest nią też myślenie. Myślenie, zanim coś się zrobi i zanim coś się powie. Zwłaszcza jeśli mówi się coś o

przedświąteczny ;)

Chociaż pogoda za oknem bardziej jesienna i szara niż przypominająca olśniewającą magię świąt, ja z niecierpliwością dziecka czekam na Boże Narodzenie. Nawet planuję zakupić cukierki na choinkę, choć mąż mój twierdzi, że to daremny trud i że cukierki znikną w przeciągu chwili.  Choinkę też zamierzamy wkrótce ubrać, pierniczki muszę popełnić najlepiej w ciągu kolejnych dni, ale zewnętrzne światełka sobie darujemy w tym sezonie.  Ogólnie nie napalam się już tak jak w ostatnim roku, kiedy to prezentowym szaleństwom i domowym imprezom nie było końca, ale i tak zmieniłam już poszewki na jaśki na te granatowo - miętowe w choinki i gwiazdeczki, zarzuciłam na stół narzutę w ostrorzewy i reniferki, a do szklanego ozdobnego słoika wrzuciłam mandarynki. I mam świąteczne ściereczki z reniferami. Sprane, bo je wygotowałam, ale wciąż widać, że to świąteczny motyw. Prezenty powoli kompletujemy (w tym roku kompletnie bez szaleństw), a ja mam bardzo sprecyzowane oczekiwania - kapcie i piżama.

kawą o ławę

Nie wyspałam się dzisiaj. To główna przyczyna tego, że już przed południem głowa leciała mi na stół, pulsując tępym bólem. Nie wyspałam się też w weekend, bo miałam studia. I przyznajmy to szczerze - osoby mojego pokroju, czyli dwubiegunowe, które raz mają energii jak króliczek Energizera, raz więdną jak kwiatek, nie wysypiają się w ogóle. Dla nas powinno się stworzyć w miejscu pracy pokój relaksacyjny z szumiącą poduszką i masującym fotelem, w który można się zatopić w chwili kryzysu między 2, a 3 po południu. A jak dla mnie to i dodatkowo z masą żywych, ugniatających łapkami i gardłowo miauczących kotów... Po pracy nic nie napędzało mnie tak jak myśl, że auto potrzebuje paliwa, mózg mój - kofeiny. Pognałam na stację, pozwoliłam panu przejąć pałkę i zatankować (okej, nie czarujmy się. Ja zawsze czekam na pracownika, uśmiechając się uroczo, a jak nikogo nie ma to pogwizduję wesoło, nie śpiesząc się w ogóle i czekam aż przyjdzie...), a sama wydukałam przy kasie, czego potrzebuję.

klawesyny kalafiory

Nie jestem gotowa na zimę. Ani trochę. Tak więc oprócz tego, że w swoim świecie, zawieszona w czasie i przestrzeni, z kotem w głowie, to i jeszcze niedostosowana do aktualnych warunków pogodowych. Nie czuję, że już jest grudzień i że dodreptaliśmy znowu do końca roku. Ja jeszcze tkwię w lecie. Zwykle z trudnością przychodziło mi oddzielenie lata od jesieni. Bo jak to możliwe, że jednego dnia jest upał i w nocy trzeba się rozbierać jak do rosołu, a za chwilę podczas spaceru zaczynamy potykać się o zeschnięte liście, a w nocy szukać skarpetek? Że to nie jest tak umownie, po datach - dziś upał i spodenki, jutro kremowy sweter i kawa pod kocykiem, tylko wszystko się przenika? Tym razem jesień była łaskawa i dała nam dużo z lata - słoneczne dni, dużo słońca i ciepło, zwłaszcza, że był to słynący z chłodów i deszczu listopad. Listopad przeleciał, mamy grudzień. I choć opony mam zmienione, a kurtki i buty miałam już dawno przygotowane, jednak nie byłam psychicznie gotowa, na to co