Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2023

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b

jak w śnieżnej kuli

Byłam pełnoprawnym uczestnikiem przechodzenia listopada w grudzień.  Prowadziłam wtedy lekcje, robiłam zakupy i planowałam dekoracje świąteczne. W sobotę (a może była to już piątkowa noc?) zmiotła mnie gorączka, dzięki czemu upiekły mi się sobotnie porządki, ale przez co poniedziałkowy ranek spędziłam nie na zwykłym, poniedziałkowym malowaniu rzęs, a na piciu zawiesiny antybiotyku w szlafroku. No cóż. Tym razem się nie udało. Wypełniłam wszelkie znamiona infekcji bakteryjnej i pierwsze parę dni zlało się w pikanie termometru, picie płynów i spanie. Potem nastąpiły lepsze dni - te w ciepłej polarowej piżamce, kiedy można już łazić po domu, ale czas dzieląc równo między inhalacje, a odpoczynek. Siedzenie w domu podczas zwolnienia ma w sobie coś z niewoli, przynajmniej jak dla mnie. Jedyne wyjście, jakie się zalicza to to, żeby zaliczyć wizytę u lekarza. Pozostałe dni to bezcelowe plątanie się po domu. I nie ma się sił na sprzątanie, nastroju na maseczki czy jakikolwiek rozwój osobisty. 

suchoty zakupowe

Jednak (wcale się nie chwaląc) w sprzedawaniu jestem lepsza niż w kupowaniu. Przynajmniej, jeśli chodzi o internety. W ciągu ostatnich tygodni zmieniłam się w dźwięk rozciąganej taśmy i szelestu szarego papieru pakowego. Czy tam brązowego. Jaki papier pakowy jest, każdy wie. Początkowo operowałam cienką taśmą i papierem ozdobnym. Haa, jaki to błąd był, tylko ja wiem, bo ten zwykły papier jest dużo grubszy i trwalszy. Moje vintedy lecą w świat - na Litwę, do Wielunia, a jeden prawie do Szwecji (ale może jednak nie chcieli polskich zabawek). Szkoda, bo z miłości do wszystkiego co szwedzkie, miałam nawet gest dołączenia bożonarodzeniowej karteczki dla dziecka. W tym roku w ogóle świąteczny klimat zaczął się u mnie szybko. Nie, choinki jeszcze nie ubrałam, na razie mam dość włażenia na stryszek, ale puściłam już dzieciakom film"Kevin sam w domu" i zaczęłam rozdawać mikołajkowe naklejki. A przecież nawet nie ma grudnia. Ale może to ta zimowa aura za oknem - śnieg, mrozik i plandek