Przejdź do głównej zawartości

przedświąteczny ;)

Chociaż pogoda za oknem bardziej jesienna i szara niż przypominająca olśniewającą magię świąt, ja z niecierpliwością dziecka czekam na Boże Narodzenie.
Nawet planuję zakupić cukierki na choinkę, choć mąż mój twierdzi, że to daremny trud i że cukierki znikną w przeciągu chwili. 
Choinkę też zamierzamy wkrótce ubrać, pierniczki muszę popełnić najlepiej w ciągu kolejnych dni, ale zewnętrzne światełka sobie darujemy w tym sezonie. 
Ogólnie nie napalam się już tak jak w ostatnim roku, kiedy to prezentowym szaleństwom i domowym imprezom nie było końca, ale i tak zmieniłam już poszewki na jaśki na te granatowo - miętowe w choinki i gwiazdeczki, zarzuciłam na stół narzutę w ostrorzewy i reniferki, a do szklanego ozdobnego słoika wrzuciłam mandarynki. I mam świąteczne ściereczki z reniferami. Sprane, bo je wygotowałam, ale wciąż widać, że to świąteczny motyw.

Prezenty powoli kompletujemy (w tym roku kompletnie bez szaleństw), a ja mam bardzo sprecyzowane oczekiwania - kapcie i piżama. Dwie piżamy. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
No, może tylko spanie, spanie i spanie, bo śpiochy mojego pokroju chyba nigdy się nie wyśpią ;). Choć po tym weekendzie, kiedy spałam dwa dni do 11 czuję się bliżej szczęścia.
Piżamki zażyczyłam sobie bardzo stylowe - za ich cenę mogłabym kupić porządny wełniany płaszczyk, modny sweterek albo pół miasteczka, ale za to są śliczne. I jak to mówi z przekąsem mój mąż - z pewnością bardzo wygodne. Pewnie ma na myśli te kulki śniegu, które są w formie 3D jako wypukłe pompony na bluzce (mam nadzieję, że po intensywnym spaniu na brzuchu, ulegną spłaszczeniu). Ta piżama jest z motywem kota Simona. Flanelowe długie spodnie w błękitno - białą kratę są naszpikowane kotami jak sernik rodzynkami, no a góra ma koty i jak już wspomniałam pompony. Druga jest z różowymi (ekhm) spodniami w deseń drobnych śladów sarnich racic (a przynajmniej tak to interpretuję), a na bluzce ma wizerunek słodkiej łani z sarnim spojrzeniem i szalikiem z (serioooo?) frędzelkami. 3D. Też mam nadzieję, że się wytrą. Ale z pewnością będę ładną śpiącą królewną. No, może z tą szopą wzburzonych włosów i zapuchniętymi oczami.. na pewno będę mieć ładne wdzianka w ładnej flanelowej pościeli w dużą czarną białą kratę.

Oprócz tego, na Święta życzę sobie głównie zdrowia (nie chce mi się nawet poruszać tematu tchawicy, kolejny raz chrypię, kolejny egzamin zdawałam na bezgłosie, ale walczę inhalatorem i płukankami i to mi póki co wystarcza. Może w sumie powinnam się cieszyć, bo tyle teraz wokół oskrzeli i płuc, a ja tak na lajcie - zatrzymuję się zawsze przy krtani i okolicy...), spokoju i rodzinnej atmosfery (i to w pełnym tego słowa znaczeniu) i dużo czasu dla bliskich.
Trochę wolnego, przyjazd przyjaciółki z Irlandii i spotkanie w naszym uroczym trio, dużo uśmiechów i masę kotów pod choinką... ;) Żartuję. Musiałam troszkę popłynąć.

Pod choinkę kupiłam też sobie kapcie do kompletu piżam. Też z motywem zwierzęcym, ale nie wiem, co to jest. Gronostaje? Niewydarzone szopy bez czarnych obwódek? Fantastyczne zwierzęta i ja je znaleźć?
Byliśmy też w Rzeszowie i choć bieganie za prezentami było przyjemnie męczące, choć jedzonko pyszne na miejscu i w domu dzień po, to największym było obkupienie i wystrojenie męża i nie kupienie nic sobie. Na początku byłam happy, że udało mi się przytrzymać zakładnika w przymierzalni dostatecznie długo, żeby przymierzył pół sklepu i wyszliśmy z niego triumfalnie z wielką torbą, a mąż mój wyglądał doprawdy przystojnie, to usta mi się spodkowiły, kiedy uświadomiłam sobie, że z tak wyczekanego wyjazdu przywiozę dezodorant w kulce i krople do uszu dla kota...
Tak więc po powrocie do domu zamówiłam sweterek, który w przymierzalni mój mąż uznał, że jest za długi (jakby nic nie znaczył fakt, że na mnie wszystko jest za długie, ja jestem mega zmarzlakiem, a oversize rządzi), jedzenie w plastikowym (sic!) pojemniku i wspólne zdjęcia z udekorowanego światełkami rynku. A potem zamówiłam jeszcze spódniczkę na wigilijną kolację. W sumie to cztery, ale na zalando, więc jakiś ułamek zapewne wróci z powrotem.

Potem, z okazji wolnego weekendu, ze świadomością, że nie będę już spędzać piątkowych wieczorów i sobotnich poranków na siedzeniu na twardym krzesełku i wchłaniania wiedzy, zrobiłam pierogi (nie, nie na Święta. Na obiad), wyszorowałam łazienkę, zmieniłam pościel i zrobiłam dwa prania.
Mam doprawdy specyficzne poczucie wolności, weekendu i odpoczynku... ;) Ale później dla równowagi było czytanko, obiad u teściów, no i to spanie, oczywiście.
A przed chwilą ubraliśmy nasze drzewko, uważając żeby kot nie strącał bombek i nie ściągał cukierków, więc powoli zaczynam odliczać do Świąt :)








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b