Przejdź do głównej zawartości

Dwa pojedyncze, jedno podwójne

Nie wiem jak ludzie jeżdżą na wakacje.
I nie chodzi mi o kasę czy dzieci, bo my wakacje planujemy po weselu (i choć o prezentach głośno się nie mówi to mam nadzieję, że przynajmniej na ten miodowy starczy;)), a dzieci na razie w ogóle.
Nam ciężko znaleźć coś odpowiedniego.

Nie szukamy oferty za 1000 zł, nie last minute, nie mega drogiej i nie zbyt wygórowanej.
Nawet (choć jest to wizja tak kusząca, że aż strach) nie patrzymy tylko na hotele 18+, bo jest ich jednak trochę mniej.
Chcemy słońce, morze z plażą - obojętnie nam czy piaszczystą czy żwirkową, może być nawet z trocinami, zieleń, fajne widoczki i spanie. W hotelu nie musi być ósmych cudów świata, byle by była łazienka i łóżko.
I właśnie. Z tymi łazienkami i łóżkami to jest różnie.
Aa, bo nie określiłam celu podróży.
Myśleliśmy, żeby pojechać do Włoch, ale jednak póki co oferty nie przekonały nas do italiańskich klimatów. Turcja, Egipt i te klimaty nie pasują Mateuszowi, zbytnia egzotyka nie wchodzi w grę, kasą szastać też za bardzo nie chcemy, więc ponad 4000 za osobę nas nie urządza.

Stanęło na Grecji. Sprawdzona, fajna, dużo osób poleca, koszty znośne, poziom całkiem spoko.
Wolimy zieleń i wodę, więc myślimy bardziej o Kosie, Korfu i Zakhyntosie. Ja skłaniałam się ku zakynthoskim żółwiom, bo ja zawsze mam takie zboczone myśli, że jak nie koty to rysie, jak nie rysie to żółwie, zawsze musi być coś żywego i zwierzęcego do podniesienia poziomu szczęścia.
Znaleźć dla nas ofertę to mega wyzwanie.
Mamy widełki w urlopie, których musimy się ściśle trzymać.
Są to zakończenie roku szkolnego, lipcowy event, który póki co trzymamy w tajemnicy i urlop Mateusza, który jest owiany nutką tajemniczości i szczyptą nerwowej sraczki.
No i widełki finansowe, które są połączeniem zdrowego rozsądku i odrobiny okazjonalnego szastnięcia kasą.

Na dzień dobry i na wiadomość, że to wycieczka spod znaku miodu, pani z biura podróży zaproponowała nam hotele tylko dla dorosłych. A myślałam, że coś ze mną nie tak, że wzbraniam się przez brzdącami chlapiącymi w basenie i drącymi się w restauracji^^.
Cenę też chcieliśmy mniej więcej wypośrodkować. Tak, żeby jednak koszt obu osób nie przekroczył 7000 zł.
Wskazane przez nią hotele były okej, ale każdy miał jakieś ale.
Albo wyjazd był za późno albo cena za wysoka albo hotel mocno imprezowy, a my raczej wolimy wachlować się w cieniu palm, pluskać w laurowej wodzie i popijać wino do kolacji w ładnie oświetlonej restauracyjce niż co noc słuchać głośnej zabawy.
Z kolei wczasy, gdzie nic się nie dzieje i można umrzeć z nudów też są średnie.
Mateusz na widok niektórych kurortów mówi :"Tam będą dziadki w majtach naciągniętych po brodę", co na mnie w ogóle nie działa, bo ja wprost odwrotnie proporcjonalnie do swojego potencjału pedagogicznego nienawidzę dzieci podczas jedzenia, odpoczynku i spania. We mnie się gotuje, kiedy w restauracji widzę histeryzujące dzieci, dzieci puszczone samopas i dzieci niewychowane.
Łóżka w pokojach to też dla mnie jedna wielka tajemnica, podobnie jak dla Mateusza wielką tajemnicą jest dostawka. Cóż, tak jak dla niektórych nieporozumieniem jest kupienie rasowego kota za miesięczną pensję tak dla nas jest wpuścić dzieci do sypialni, nie wiem nawet jak skwitować, że na wakacjach. Boże tak, tak! Niech wypłynie ze mnie jak bardzo nie widzimy w swoim życiu ani jednego dziecka przed ślubem - to może nikt nie pokusi się o życzenia licznego potomstwa na ślubie, a już po nim każdemu ciekawskiemu naszego pożycia gula stanie w gardle jeśli zechce wetknąć swój nos między nasze narządy płciowe. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, jak intymne jest to pytanie, a ile ludzi niemogących mieć dzieci kosztuje tłumaczenie się i usprawiedliwianie bezpłodności.
Nie rozumiem tylko czemu w pokoju nie może być jednego dużego łóżka tylko dwa małe połączone w niby małżeńskie. Tańsze są? Można zrobić więcej dostawek? Nie wiem. Nie wiem czemu nie jest standardem, że w hotelu dla pary nie ma jednego łóżka bez dziur i szczelin, w które można wpaść tylko są dwa z wyżej wymienionymi szczelinami.
Oprócz tego, że jednak chcemy opcję all inclusive (ja bym była skłonna jak moja kuzynka - próbować obiadków i kolacyjek w lokalnych restauracyjkach, acz Mateusz chce się po przedweselnej diecie najeść) to za wszystko inne trzeba płacić. Za wi fi, za lodówkę w pokoju, za pokój z widokiem, za parasol i leżaki, nawet za powietrze (podatek klimatyczny). Przełknęliśmy to, chociaż z niektórej drogiej oferty po dodaniu tych opłat wyszła oferta jeszcze droższa, a przecież oglądaliśmy first minute...
Wystarczy, że moje prymitywne marzenia przydomowego ogródka, okna wnękowego z poduchami i miejscem do czytania, kotami (:)), czerwonymi kaloszami i żółtym sztormiakiem na spacerze z psami (:)) odchodzą gdy dociera do mnie z jakimi kosztami i wyrzeczeniami wiąże się budowa domu.
Po weselu priorytetem jest COŚ odłożyć, a tu wychodzi na to, że lwią część kasy wydamy na podróż poślubną.

Czytamy dużo komentarzy pod hotelami i naprawdę nie ma hoteli idealnych. Jak jest picuś glancuś (i bez dzieci ;)) to okazuje się, że jest jakiś taki sterylny, nudny albo jak jest okej to wystrój jest antyczno - historyczny ze złotymi krzesłami i półnagim posągiem w sypialni.
Czytamy o różnych smrodkach dolatujących z łazienek, o wadliwej kanalizacji, o braku zasłonki pod prysznicem i tak dalej.
Czytamy o smacznym lub niesmacznym jedzeniu, o braku rozrywek albo o starych zardzewiałych elementach w basenie i głowa nam puchnie.


Tak czy siak, na wycieczkę pojedziemy.
Chyba.
Ładne cytaty mówią, że jeśli życie podsuwa Ci cytryny - zrób lemoniadę albo znajdź sposób, żeby zarobić na skórce cytrynowej.
Nie mówią tylko, co robić, jeśli życie podsuwa Ci przyszłego męża policjanta (poznanego swoją drogą w policji), który ze względu na specyfikę służby ma urlop pod wielkim chybotliwym znakiem zapytania.
W każdy razie próbujemy i liczymy na łut szczęścia.
I podpisaliśmy umowę na wycieczkę, mimo, że nawet za powietrze trzeba płacić ;)
Hotel mamy normalny, bez zakazu na dzieci i inne chuligańskie nasienia. Modlimy się gorąco, żeby wszyscy rodzice przeczytali te komentarze, że miejsce nie jest odpowiednie dla dzieciarni, bo dużo schodów i mało atrakcji i nie ściągnęli tłumnie do basenu z wesołą gromadką, wodnymi pistoletami i wrzaskiem, bo obiecuję - też je pochlapię i podtopię ;).

Mam tylko nadzieję na jakieś owocki i dobre makarony.
No i na jedno duże łóżko, a nie dwa połączone.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wróciłam!

Musiało upłynąć trochę wody, musiał mnie zacząć boleć kręgosłup, żebym doszła do wniosku, że szczupłość nie równa się zdrowie, ale z dumą melduję, że wróciłam do dobrej kondycji. Kondycję bardzo łatwo stracić, a ciężko do niej wrócić. Moja poszła razem ze zmianą pracy, związkiem, przeprowadzkami i zmianą trybu życia na chill, kocyk i kotki. Więc tak naprawdę już parę lat temu. I nie potrafię, powiedzieć czemu, bo nikt mnie siłą pod tym kocem nie trzymał, koty naprawdę nie są aż tak absorbujące, a ja przecież zawsze byłam trochę ADHD. Wprawdzie gdzieś tak w covidzie, kiedy namiętnie udzielałam się w nieswoim ogródku - tzn. głównie woziłam taczki i chciałam wozić taczki, uznałam, że siłę jakąś tam mam. Ale nic poza tym. Przez to lato dbałam o siebie. Dużo spacerów, dużo roweru, trochę biegania. I bieganie też mi wychodziło - w sensie więcej było biegania niż chodzenia, zakwasy też były solidne, a ja czerwona jak cegła, więc oszustw nie było. Wraz z nadejściem roku szkolnego zmieniłam się

po turecku +

Nowy Rok zaczęłam kupieniem wielkiego fioletowo-miętowego bidonu i piłki do fitnessu. Nooo i zakwasami w brzuchu.  I wcale nie miałam postanowienia dbania o formę, bo zmianę trybu życia wdrożyłam już jakiś czas temu - po prostu.  Nie robię żadnych noworocznych postanowień, chyba, że takie wewnętrzne, bardziej osobiste, dotyczące zmian w sobie samej, ale które nie są jakoś bardzo górnolotne. Z wysokości szybko się spada. Odkąd wróciłam do pracy, cierpię na brak czasu na czytanie, ale w poprzedni weekend nadrobiłam wszystko. I udało mi się zrobić Killera Chodakowskiej - zapomniałam już, jak on kopie. Nie wiem, może znacie bardziej intensywne ćwiczenia, ale dla mnie Killer jest z tych ćwiczeń, które naprawdę dają w D. Ale z niewiadomych przyczyn (a może z tych, że jednak długo siedzę i pracuję) ostatnio dość mocno doskwiera mi kark, w ten weekend uprawiałam więc ćwiczenia dla seniorów pt. "Zdrowy kręgosłup". Lol. Poza tym mamy mrozy, dzień dalej parszywie krótki, auta nie chcą n

łapówka

Jeśli mylicie buraki z brokułem, kiedy piszecie listę zakupów, a zamiast "napiwek" mówicie "łapówka", to najpewniej przeszliście covida, jak ja. Nie kaszel, nie siedzenie w domu, a mgła umysłowa, jaka potem opada jest definitywnie NAJGORSZA. Zdarzyło mi się jeszcze zapomnieć PINu do telefonu (ale używałam go bardzo dawno, bo telefon nowy, więc nie musiałam go resetować jak poprzedni co dwa dni...), schować solniczkę i pieprzniczkę grzybki do szuflady obok tej właściwej i wziąć złe kluczyki do samochodu, kiedy przed Świętami jechałam na szybką rozgrzewającą herbatkę z koleżanką. Ale na usprawiedliwienie dodam, że to ten sam model, mój jest tylko mniej odrapany (głównie dlatego, że nasze auto odrapałam ja, a teraz mam pożyczone od rodziców, zanim doczekam się swojego miętowego dziecka ;)). Okres przed Świętami był średni, bo jak mi wyskoczył pozytywny test, zostałam już te parę dni w domu, zwłaszcza, że czułam się słabo i łapałam wszystko jak pelikan (np. wyglądałam b